Wydarzenia Halsowanie U Bezana Żaglokultura Żaglopodróże Sylwetki
Debiuty Korespondenci Galeria Pogoria Linki Home

 

 

 

Materiał prawie nie żeglarski!

Londyn 22.03.2006.

Materiałów o treści prawie nie związanych z żeglarstwem było kiedyś wiele w moim dziale. Ten jest zainspirowany artykułem Anny Cholewy-Selo, który przeczytałem w tygodniku Cooltura z dnia 25 lutego, pt. „Razem czy osobno?”. Moją inspirację do pisania, uzupełniły dwie rozmowy z Polakami zamieszkującymi w UK. Zdarzenia te tak mną wstrząsnęły, że postanowiłem się podzielić z wami moimi wrażeniami. W artykule tym czytamy:

Kiedy w latach 90. Indie przechodziły przez ciężki kryzys, tylko finansowe rezerwy Hindusów mieszkających za granicą uratowały kraj od krachu. Czy możemy wreszcie zacząć uczyć się od innych jak budować narodową wspólnotę interesów? Zmieniając świadomość, że pracujący za granicą Polak to nie zdrajca narodu tylko cenny potencjalny inwestor.

Przytoczony tu fragment skomentuję za chwilę. Wyjaśnię też dlaczego wstrząsnął on mną do żywego. W pierwszej kolejności przytoczę jednak te dwie wypowiedzi. Dopiero zebranie w całość tych zdarzeń pozwoli nam w pełni zaobserwować negatywne zjawiska, jakie opanowały naszą rzeczywistość.

Kilka dni temu spotkałem dziewczynę, nową koleżankę klubową. Mieszka tutaj i studiuje. Oczywiście jak każda prawie rozmowa emigrantów zahaczyła o powody przyjazdu do Anglii. Ja wcale nie chciałam tu przyjechać-powiedziała. Studiowałam w Polsce, na bardzo fajnej uczelni. Miałam świetne wyniki i dobre oceny, opowiadała dalej. Niestety pomimo dobrych ocen, moja profesorka powiedziała wprost, że nie zaliczy roku ten, kto nie zapłaci kilkuset złotych haraczu. Po prostu zażądała łapówki, wprost i bez żadnego zażenowania. No to pożegnałam uczelnie i przyjechałam do Anglii. Tutaj nikomu nawet na myśl nie przyjdzie branie łapówek, od studentów.

Natomiast bodajże wczoraj, kontaktowałem się z kolegom, który właśnie przebywa w Polsce. Powiedział mi. Stary, siedzę w pubie z kolegami, za parę dni szanty! Ale już chcę wracać do Anglii, bo życie w Polsce jest za skomplikowane.

Myślę że sytuacja już dojrzała do tego by nazywać rzeczy co imieniu. To my, młodzi ludzie z doświadczeniem, musimy ponieść ciężar zmian w naszym kraju. Żadna władza od lewa, do prawa nie jest w stanie tego zrobić. I tylko młodzi ludzie, którzy przestaną wreszcie uciekać, są w stanie dokonać radykalnych zmian. W procesie tym ogromną rolę odegrają osoby z obecnej fali emigracji. Nasza sytuacja w zasadniczy sposób różni się od członków starszych kręgów polonijnych. Dla nich wyjazd do Anglii, był biletem w jedna stronę. My w dobie UE, mamy otwartą drogę do kraju i do dokonywania w nim zmian. My nie musimy ze łzami w oczach, zaczytywać się Mickiewiczem i marzyć „o tej co nie zginie”. Nie musimy idealizować Polski, możemy widzieć jej wady i pragnąć ich zmian.
Codziennie spotykam się ze stanowiskiem, „że minie z Polską nic już nie łączy!”. Ogromna liczba, szczególnie młodych osób znalazła w Anglii, to czego nie mieli w Polsce. Znaleźli to, a raczej zostało im to dane, w zamian za ciężką pracę. Mają możliwość modnie się ubrać, iść do wystrzałowej dyskoteki, kupić wielki telewizor czy posiadać komórkę z tysiącem bajerów. Mogą spotykać się z innymi ludźmi i nawiązywać przyjaźnie. Mogą urządzać prywatki i cieszyć się wolnością. To wszystko prawda. Jednak jest rzecz której, my tutaj nigdy nie będziemy mogli. Nigdy nie będziemy mogli wpływać na bieg tutejszego życia polityczno społecznego, po prostu nie jesteśmy i nie będziemy u siebie. Już słyszę głosy, że u nas w Polsce też nie za wiele mieliśmy do powiedzenia. Bo ONI, rządzą, rządzili i rządzić będą. A ja zadaje pytanie. Czy spróbowaliśmy to zmienić? Czy wykorzystaliśmy szansę jaką dają demokratyczne wybory? OK. Nie było odpowiedniego kandydata. Czy ktoś z nas zaangażował się w życie polityczne? Czy zorganizował partię zdrowego rozsądku?

Osobiście od lat angażowałem się w wypromowanie żeglarskiego sportu i stylu życia w mieście Dąbrowa Górnicza. Jeszcze kilkanaście lat temu, Urząd Miasta nawet nie za bardzo wiedział że posiada jakieś żeglarskie kluby na swoim terenie. Przez kolejne lata mojej aktywności problematyką żeglarstwa, w Dąbrowie udało mi się zainteresować prasę, radio i TV. Urząd Miasta dostrzegł w naszym sporcie wspaniałą formę promocji regionu. A miejskie instytucje zaczęły wymiernie wspierać nasze działania. Nie dokonałem tego sam, cała grupa wspaniałych ludzi uparcie dążyła w tym kierunku. Wymienić tu muszę w pierwszej kolejności kolegów z KSW Fregata. Jednak i ja odniosłem porażkę! W momencie gdy było już niedaleko do osiągnięcia zamierzonego celu, czyli ośrodka rekreacyjno szkoleniowego w pełnym słowa tego znaczeniu, sytuacja ekonomiczna zmusiła mnie do wyjazdu za chlebem. Nie obraziłem się jednak na Polskę, nie powiedziałem nie chcę mieć z taką ojczyzną nic wspólnego. Przeciwnie, po rozwiązaniu najbardziej palących problemów życiowych, postanowiłem dalej kontynuować moje dzieło, czyli promowanie dąbrowskiego żeglarstwa. Owszem tym razem robię to inaczej, ale myślę, że i oddziaływanie mam dużo szersze. Są ze mną znowu ludzie gotowi pomóc w tej sprawie i co najważniejsze mamy już pierwsze wspólne sukcesy. Czyli da się kontynuować swoją pracę nawet zza granicy! Pojawia się jednak pytanie, dlaczego tak bardzo zależy mi na kontynuowaniu tego założenia? Odpowiedź jest bardzo prosta! Ja cały czas czuję się Żeglarzem Dąbrowskim z Pogorii I, mieszkającym obecnie w Londynie. Różnica pomiędzy mną a tymi, co to „pragną o Polsce zapomnieć”, polega na zrozumieniu swojej tożsamości. Otóż nie da się zapomnieć o kraju własnego pochodzenia, o kulturze, o rodzinie. Każdy z nas coś tam zostawił, dom, rodziców, groby bliskich. Pomimo ostentacyjnie obnoszonej, obojętnej miny i na nich przyjdzie czas, w którym będą musieli rozliczyć się ze swoją ojczyzną, oraz własnym sumieniem.
Zimowy okres jest doskonałą okazją do pewnych refleksji i przemyśleń. Moja zima 2006, to wspaniały czas badań w Instytucie Historycznym im gen, Sikorskiego. Nie wszystkie odnalezione pamiątki polskiego żeglarstwa zostały opublikowane w dziale „wydarzenia”. Część z zgromadzonego materiału wymaga jeszcze dopracowania i uzupełnienia. Pochłania to bez reszty mój wolny czas. Poszukiwanie zaś śladów wydarzeń z roku 1943 zataczają coraz szersze kręgi. Informację o interesujących nas tematach otrzymaliśmy z Hiszpanii, liczymy też na kontakt w USA. W swoim czasie wszystko zostanie opublikowane do szerokiego zapoznania.
W Instytucie odnalazłem jednak i coś, co bardzo nadaje się do dzisiejszych rozważań. Warszawscy żeglarze w 1943 roku, działając pod hitlerowską okupacją wysłali specjalnym kurierem list do Prezydenta Raczkiewicza, by jako głowa polskiego państwa na uchodźstwie przyjął tytuł Honorowego Komandora YKP. Odnalazłem też fotografie Naczelnego Wodza Rydza Śmigłego w mundurze klubu żeglarskiego. I właśnie to jest szczytem moich marzeń. Przywrócić żeglarstwu dawny splendor, chwałę i społeczne zaufanie. Zapytacie, dlaczego akurat żeglarze? Dlatego, że za własne pieniądze i na własne życzenie poddają się próbie żywiołów. Za to, że potrafią spojrzeć w oczy zagrożeniu i kontynuować drogę do bezpiecznego portu. Przede wszystkim zaś dlatego, że jak mało która grupa społeczna są wierni polskiej tradycji i polskiej banderze. Ta grupa już zrobiła dla Polski bardzo dużo i wiele jeszcze zrobi. Wszyscy zaś którzy nie chcą pomóc, niech przynajmniej nie przeszkadzają.

Do materiału tego załączam zdjęcia kol. Pawła „Różyka” Różyckiego wykonane w dniu 19.03.2006. Przedstawiają one Polaków protestujących przed Ambasadą RP w Londynie przeciwko skandalicznemu zamysłowi podwójnego opodatkowania pracujących na wyspach rodaków, przez Polski Urząd Skarbowy. Nie mam słów którymi potrafiłbym określić ten absurdalny pomysł. Fotografie mówią więcej niż tysiące słów, zastępują też komentarz do artykułu Anny Cholewy-Selo.

Bezan.