Wydarzenia Halsowanie U Bezana Żaglokultura Żaglopodróże Sylwetki
Debiuty Korespondenci Galeria Pogoria Linki Home

 

 

„Rok nie wyrok”

„Dwa lata jak dla brata „ To stwierdzenie bardzo popularne było kiedyś w zakładach przymusowego odosobnienia. Właśnie mija rok czasu od mojego opuszczenia kraju. Nastraja mnie to do napisania tego listu, a może pewnego podsumowania.
W czasie gdy prowadziliśmy swoje normalne życie, czyli praca zawodowa, żeglarstwo i to wszystko co składa się na normalną egzystencje. Zastanawiałem się nieraz jak można by żyć bez tego. Jak zostawić dom, mamę. Jak porzucić kochanego Hektorka i Kropka. Jak żyć gdy „ zabraknie ci żagli” Nie zadawałem sobie wtedy jednak najważniejszego pytania. Jak żyć nie posiadając żadnych środków do życia. Kraj nasz a raczej przepraszam nie kraj a rządzące nami kliki, zafundowały i mnie przygodę życia na emigracji. Zastanawiam się czasem skąd się bierze romantyzm zmęczenia, strachu i nieludzkich trudności. Powstają filmy opowiadające o dawnych irlandzkich emigrantach, którzy swoje nowe życie związali z nowym światem. Wspaniałe dzieło „ Ojciec Chrzestny „ jest oparty na tym samym motywie , motywie przymusowej emigracji. W końcu pieśni o morzu, o wspaniałych dzielnych chłopcach. To nic innego tylko przystrajanie w romantyczną nutę, tego o czym tak naprawdę dobrze wiemy. Ciężkiej pracy , głodu, chorób i strachu. Strach tak szczerze towarzyszy ci stale. Od samego podjęcia decyzji o wyjeździe do momentu powrotu do domu. Nigdy bowiem nie wiesz co spotkasz tu w obcym kraju i nie wiesz co zastaniesz po powrocie. Czasami bowiem ludzie wracają tylko po to by przekonać się o tym że ich dawne życie i życiowi partnerzy całkowicie inaczej ułożyli sobie świat. I w tym nowym świecie nie ma już miejsca na tych co wrócili. Wolimy jednak myśleć pozytywnie, odzywa się tu nasza psychika. Mamy bowiem zaprogramowany przez naturę specjalny program, który wymazuje to co złe a zostawia jak najwięcej dobrych wspomnień. Jest to po instynkt samozachowawczy pozwalający nam nie zwariować . Korzystając jednak z tego że pomimo roku czasu wszystko jednak pamiętam wykorzystam .
U podstawy decyzji o wyjeździe jest rozpacz. Całe twoje życie staje w gruzach. Tragedie są indywidualne ale schemat jest podobny. Tragiczna sytuacja finansowa w domu. Brak całkowity innego wyjścia. Przez 15lat w kraju pracowałem i prowadziłem działalność gospodarczą a to że musiałem uciekać z kraju jest winą nieudolnego rządu. Nie boję się tego napisać i tylko wrodzona kultura nie pozwala mi napisać słów które cisną mi się na myśl w chwili gdy o tym myślę. Kliki, korupcja i obsadzanie władzy „kolesiami „doprowadziło do całkowitego pogrążenia kraju. Zaś wielu wykształconych i zdolnych ludzi pojechało tu na zachód za chlebem. Pojechali sprzątać , tyrać na budowie i podmywać tyłki zgorzkniałym Anglikom. Nie ma w tym nic romantycznego i uwierzcie mi że wolałbym dalej prowadzić swoje nudne życie praca , dom i klub. Nie pozwolę jednak obrażać tych ludzi twierdzeniami że to niby poszli na łatwiznę, że to nie są oni prawdziwymi patriotami. Jeżeli ktoś tak twierdzi to zapraszam, znam jedną firmę zajmującą się rozbiórkami budynków ,mogę polecić. To co właśnie się dzieje, czyli odpływ wspaniałych ludzi z Polski. Jest największym grzechem i największym błędem kolejnego rządu.
W czasie mojego pobytu tu spotkałem ludzi z poprzednich fal wielkich emigracji. Emigracji okresu wojny. To sędziwi ludzie, o ustalonych już statusach społecznych . Dziś widać tylko ich domy i to że posiadają porządny samochód . W oczy kłuje to że czasami wolą nie używać polskiego języka. U podstaw ich emigracyjnego życia jest jednak podobny start. Ciężka praca, cholerne trudności z językiem , strach i upór. Jeżeli ktoś sądzi że oni mieli łatwiej to zapraszam do lektur. Tu w Londynie działa w Polskim Ośrodku Społeczno Kulturalnym biblioteka . Można tu przeczytać dzieła autorów z okresu pisarstwa emigracyjnego, nie publikowane w kraju z powodów politycznych. Jak wyspiarze potraktowali żołnierzy gen Andersa jest doskonałym przykładem problemów tamtej fali emigracyjnej. Inna część stanowią ludzie z tak zwanej emigracji solidarnościowej, w dużej części inteligencja. Tu podstawą wyjazdu był strach przed prześladowaniem politycznym , rozpacz jednak była zaraz po strachu . Może jednak rozpacz było przed strachem , jak sam mówiłem pamięć płata nam figle i czasami świadkowie tych wydarzeń nieświadomie zmieniają kolejność uczuć. Wolimy nie pamiętać o problemach a staramy się cieszyć z tego co udało nam się osiągnąć .
Czy mnie udało się coś osiągnąć ? Myślę że bardzo wiele . Sam widzę zmiany w sobie. Anglia zaraziła mnie spokojem. Tego nie da się określić i nazwać, ale ten spokój jest gdzieś w środku . Po dniu nawet bardzo meczącej fizycznie pracy we wspomnianej wyżej firmie. Widok angielskiej ulicy, spokojnej, leniwej działał na mnie kojąco. Spacery po ulicach Bostonu, Linkolnu a obecnie Londynu są mimo zmęczenia wspaniałym odpoczynkiem umysłu. W Londynie wprawdzie skrzętnie unikam pewnych ulic handlowych bo tam z powodu wprost agresywnie nastawionego na konsumowanie dóbr tłumu, cały spokój szlak trafia. Dzięki pomocy i wytrwałości mojej wspaniałej nauczycielki języka angielskiego Patrycji .Przyjechałem tu nie jako całkowity niemowa. Przyznam się jednak że przez pierwszy okres uważałem że w kraju uczyłem się jakiegoś innego języka, nie mającego nic z angielskim. Dopiero całkiem niedawno angielski stał się dla mnie bardziej słyszalny i zrozumiały. Poznanie jednak tego co już umiem uważam za duży sukces. Poznałem i zobaczyłem wiele miast, wykąpałem się w Morzu Północnym a obecnie z wielką wytrwałością poznaję londyńskie muzea i inne zabytki. Przez prawie pół roku byłem sam , teraz mieszkam razem z Agnieszką i z nową siłą wiem jak ważna jest w życiu rodzina. Powoli stajemy na nogi , oddaliła się wizja tragicznej sytuacji materialnej. Myślę więc że bardzo dobrze wykorzystałem czas tu. Przy innej okazji napiszę o alkocholiźmie , narkomanii i staczaniu się wielu ludzi którzy tu przyjechali. Znam tych ludzi , mieszkałem wśród nich. Dzisiaj jednak piszę o sobie. Do cech pozytywnych zaliczyłbym również samodyscyplinę , bez której nie przeżyłbym początku mojego samotnego życia. Cała ta sytuacja myślę że spowodowała że jestem bogatszy o nowe doświadczenie i umiejętności, które to cały czas mam nadzieję wykorzystać w kraju. Kocham bowiem nasz kraj , jego zapach , przestrzeń i przyrodę. Za swój obowiązek uważam powrót i dokończenie przerwanych działań.
Zapewne wielu zastanawia się pewnie , co ten wywód ma wspólnego z żeglarstwem ? I tak na prawdę to co on tu robi na stronie o ściśle żeglarskiej tematyce. Nie na darmo na samym początku umieściłem pytanie zaczerpnięte z treści jednej z szant, „ jak żyć gdy zabraknie mam żagli”. Żeglarstwo było i jest moją życiową pasją . Klub najpierw KSW Hutnik , a następnie KSW Fregata były moim drugim domem. Ludzie zaś tam spotykani byli ważniejsi niż wielu członków dalekiej rodziny z którą to tak naprawdę spotykałem się na pogrzebach a rzadziej na ślubach. Co innego koledzy z klubu . O życiu klubowym opisuję w moich opowiadaniach pod wspólnym tytułem „ Halsowanie” . Myślę że odzwierciedlają one ważność tego co musiałem zostawić. Przy każdej sposobności podkreślałem moją przynależność do żeglarskiej braci . Często nie rozumiany dlaczego wolę na rowerze pokonywać całe mile by choć na moment usiąść na pływającej kei i popatrzyć na cumujące tam jachty. W czasie monotonnej pracy przy taśmie produkcyjnej śpiewałem szanty. Nie ominąłem też żadnego sklepu czy też straganu z żeglarskimi pamiątkami. W wolne dni chodziłem do biblioteki, i tam z zapamiętaniem szukałem nowości z życia klubów . Jest bowiem internet i świat przestał być taki mały. Wielu ludzi pisało do mnie i dzięki nim byłem i jestem na bieżąco w sytuacji, podkreślić należy że nie wszystkie wiadomości były dobre . Zmiany które uważam za niebezpieczne i szkodliwe bardzo przeżywałem . Głównie dla tego że będąc tak daleko nie wiele mogłem zrobić. Wreszcie zostały książki i kalendarz z żaglowcem powieszony nad łóżkiem . Po przeniesieniu się do Londynu żeglarstwa było coraz więcej. Jachty zacumowane w doku św Katarzyny, Złota Łania słynny jacht słynnego korsarza. Oraz wspaniały ostatni herbaciany kliper Cutty Sark , stały się stałymi miejscami moich spacerów . Odkryłem też i muzeum morza oraz akademie marynarki z których to miejsc razem z Bramreją przygotowujemy specjalny materiał w formie przewodnika. Wszystko to jednak były przedmioty wspaniałe, historyczne , krzyczące swoim własnym życiem. Jednak brakowało mi ludzi. Takich jak u nas w klubach. Dla których żeglowanie jest sposobem na życie.
Dzisiaj wraz z Agnieszką byliśmy na spacerze nad Tamizą , byliśmy w miejscu gdzie jeszcze kilka miesięcy temu stał jacht S/Y Opti z naszymi kolegami i koleżankami na pokładzie. Wspominaliśmy, na Tamizie pojawił się ponton z silnikiem . Zaraz w pamięci staje zaprzyjaźniony patrol Policji Wodnej i motorówka asekuracyjna z JK Pogoria III . Gdy pomyśli się jeszcze chwilę to przypominają się przygody z sekcją motorowodną , z Turbiną i myśli nieubłaganie kierują się do ludzi. Tak odległych dzisiaj przyjaciół. Bo przecież za niedługo lody zejdą , w klubach podniesione zostaną bandery. Uroczyste rozpoczęcie sezonu nawigacyjnego , kolejnego bez naszego stałego uczestnictwa. Znowu tylko oczekiwania na fotografie , relacje w internecie i rozmowy telefoniczne. Stale pobudza to naszą determinacje do działania , do zarobienia i powrotu do kraju . Agnieszka dobrze opanowała język i z wielką desperacją walczy o wyrwanie nam tego kawałka nowej szansy, ja stale jestem przy niej i dziękuje jej za jej upór.
Jednak i w naszej żeglarskiej przygodzie rozpoczęliśmy nowy etap, bowiem przez przypadek a może przez zaplanowane gdzieś zrządzenie losu odnaleźliśmy tu na obczyźnie żeglarską społeczność i zostaliśmy do niej przyjęci . W niedzielę 3 kwietnia nastąpi wielkie spotkanie i praktycznie rozpoczęcie Polskiego Sezony Nawigacyjnego w Londynie. Co to jednak jest za grupa ludzi i jak do nich trafiliśmy opowiem w specjalnym sprawozdaniu , po tym wydarzeniu.
Podsumowując gorzki smak rozstania z mamą domem był ceną za naukę i doświadczenie a strach ,gorycz i rozpacz to normalne ludzkie uczucia , i nie ma co się ich wstydzić. Bo czym jest odwaga ? Uważam ze najlepiej określił to generał Paton „ odwaga jest umiejętnością chwilowego opanowania strachu ”I może właśnie dla tego ma to ten posmak romantycznej przygody dla innych ? Dla tych którzy tego nie zasmakowali ?

Z żeglarskim pozdrowieniem i życzeniami Wspaniałych
Świąt oraz szybkiego rozpoczęcia sezonu
Bezan

PS . Chciałbym dodać do tego jeszcze jedną ważna techniczną wiadomość . Dział mój nosi obecnie nazwę „ Halsowanie” . Jak wiadomo wszystkim zorientowanym w temacie halsowanie to sposób płynięcia pod wiatr . Polegający na tym że kursem ostrym względem wiatru wykonujemy na wodzie zygzak . I za pomocą takich zwrotów potrafimy osiągnąć cel. Jest to sposób trudny, ale gdy wiatr wieje w oczy jedyny możliwy. Moja sytuacja obecnie właśnie przypomina mi podążanie do upragnionego miejsca ale niestety przeszkody są wiatrem wiejącym w oczy. Dlatego wybrałem tą technikę podążania do celu. Jak wiadomo w czasie halsowania jeden kurs jest zazwyczaj niekorzystny i pozornie oddala nas od miejsca do którego podążamy . Jest to oczywiście wrażenie błędne, bowiem drugi hals, przeciwległy, nadrabia straconą odległość. Dwa halsy mojego działu to dwa rodzaje artykułów . Jedne to kolejne części wspomnień z żeglarskiego życia . Drugi hals to przemyślenia i refleksje znane już wszystkim czytelnikom kącika „ U Bezana” . Myślę że taka zmiana nie zaszkodzi temu co dotychczas było prezentowane a rozwinie tylko ten dział . Kolejne opowiadania o przeszłości to taki pozornie niekorzystny , cofający hals . A nowe materiały Bezana to żegluga nadrabiająca stracony czas .Będę się też starał by materiały te ukazywały się na zmianę . No bo jak halsowanie to halsowanie. Gdyby jednak jakiś’ hals” był troszkę dłuższy lub kolejność by się nie zgadzała to proszę o wybaczenie . Halsowania interntowego dopiero si