Wydarzenia Halsowanie U Bezana Żaglokultura Żaglopodróże Sylwetki
Debiuty Korespondenci Galeria Pogoria Linki Home

 

 

 

Było to w Maju, słonko skwierczało.... Czyli?!

Londyn 12.05.2008.

Sezon w Pełni!!

Nareszcie! Po długiej z naprawdę dokuczliwej zimie, nastały kapitalne, słoneczne i ciepłe dni. Czas ku tej zmianie był najwyższy, bo wielkimi krokami zbliżał się majowy „Bank Holiday”.
Jest to nic innego, jak znany nam z Polski przedłużony weekend. Samo zaś określenie „Bank Holiday” oznacza w Anglii wszystkie dni ustawowo wolne od pracy. Nazwa związana jest z faktem, że początkowo dodatkowe dni wolne ( oprócz sobót i niedziel), przysługiwały jedynie pracownikom „Bank of England”. Obecnie jest to dzień wolny dla wszystkich zatrudnionych w The UK, a ci którzy z różnych przyczyn zmuszeni są do pozostania w pracy, otrzymują najczęściej podwójne wynagrodzenie, lub inny dodatkowy dzień wolny.
Takie dni w Londynie powodują, że ludzie masowo wybierają się za miasto, jeżeli takową możliwość posiadają, lub do kin, parków, teatrów i innych miejsc rozrywki, których w Londynie nie brakuje. Najbardziej fascynuje mnie zjawisko masowego uprawiania sportu przez londyńczyków. I nie chodzi mi tutaj o sport wyczynowy, zorganizowany, taki przez duże S. Obserwuję natomiast eksplozję aktywnego spędzania wolnego czasu. Zjawiska, które w Polsce jest jeszcze w fazie raczkującej.
W Anglii odpowiednie czynniki decydujące doszły do przekonania, że należy położyć szczególny nacisk na rozwój sportu amatorskiego. Badania wykonane na zlecenie rządu dowodzą, że wydatki na sport zwracają się dziesięciokrotnie w postaci oszczędności w leczeniu wielu schorzeń. Szczególnie, jeżeli weźmiemy pod uwagę schorzenia cywilizacyjne, otyłość, wady postawy, stres itp. Co jest szczególne w angielskiej akcji sportowej edukacji społeczeństwa i zarazem tak różne od polskiego sposobu myślenia? Pieniądze w Anglii nie trafiają do „działaczy” Made in Poland jak pogardliwie nazywam naszych włodarzy sportu i rekreacji. Tutaj pieniądze idą na realizację poszczególnych sportowych projektów, są racjonalnie wydawane, a celowość ich spożytkowania i efekty, są monitorowane. Bardzo często w tych projektach uczestniczą sportowe kluby i liczne stowarzyszenia. Nie koniecznie jednak! O pieniądze ze sportowej kasy mogą się ubiegać administratorzy parków, którzy chcą stworzyć nową, lub polepszyć istniejącą infrastrukturę sportową.
Efekty widać na fotografiach, które wykonałem w czasie moich spacerów po Finsbury Park.

Niezliczone trawniki w parkach są miejscem ciągłych zmagań amatorskich zespołów sportowych. Można tutaj spotkać amatorów wszystkich gier świata, co w wielo – kulturowym Londynie nikogo nie powinno dziwić.

Oczywiście nie brakuje tu amatorów innej aktywności. Dla deskarzy zorganizowano specjalny plac do ćwiczeń akrobatycznych zjazdów. Miłośnicy tenisa ziemnego, mają do dyspozycji wspaniałe korty.

Nie zabrakło również miejsce dla wielbicieli koszykówki, czy biegaczy. Stadion Finsbury Park jest otwarty dla wszystkich. Prowadzone są tutaj sekcje sportowe różnych dyscyplin, ale podkreślam, że osoba z ulicy może tu swobodnie wejść i korzystać ze sprzętu i infrastruktury stadionu.

Sporą popularnością, zwłaszcza w gorące dni, cieszy się jeziorko i wypożyczalnia łódek wiosłowych. Czasami można zobaczyć zabawne sytuację, tutaj panuje tolerancja i nikt nikogo nie pokazuje palcami. Chciałbym doczekać czasu, gdy taki fotografię będzie można wykonać w Polsce.

Dla nas dni wolne od pracy, to wyjazdy do Docklands Sailing & Watersports Centre! Jak co roku odnowiliśmy swoje członkostwo w angielskim klubie i korzystamy w Londynie z uroków żeglowania.

Z tej okazji dwie nowiny! Nasz sposób spędzania wolnego czasu zainteresował dziennikarzy TVN-u. W wyniku, czego powstał krótki reportaż dla porannego programu tej stacji. Uważam, że to fajna akcja i może zachęci więcej Polaków do pływania pod żaglami. Zapraszamy i czekamy na chętnych.

Druga nowina, to powrót do Londynu naszego klubowego kolegi Radka.
Radek mieszkał w Londynie kilka lat. Bywało różnie, jak to w życiu. Pracował jako ogrodnik i jako ciastkarz, miał kasę i było OK. Coś go jednak podkusiło by powrócić do Polski. Może uległ on ogólnemu trendowi powrotów, może zatęsknił do tych „pól malowanych”? Nie wiadomo! Coś go jednak zebrało i wrócił do osławionego w prasie Wrocławia. Mieszkanie w Polsce ma, więc to nie problem. Pracę znalazł bardzo szybko. Doświadczenie z Anglii i język były atutem nie do pobicia. Sprawa jednak się skomplikowała, gdy przyszła wypłata. Obiecane pieniądze jakby się skurczyły, a o osiągnięciu dochodów, choćby trochę przypominających te z Londynu, można było zapomnieć. Do tego doszły warunki pracy i sposób traktowania pracownika, tak różne w tych dwóch różnych rzeczywistościach. Decyzja była krótka, „wracam do Londynu, bo wole być w Anglii żebrakiem, niż w Polsce dyrektorem firmy”. Tak swój powrót skomentował Radek w czasie naszego spotkania w klubie.
Sezon już niby w pełni. Tak naprawdę jednak, dopiero się rozpoczyna. Już te kilka wypadów na żagle było niezwykle zaskakujących i obfitych w nowości. Strasznie jestem ciekawy jak ten nowy sezon, będziemy podsumowywać jesienią.

Pozdrowienia dla wszystkich tych, co już pod żaglami.

Tomasz Bezan Mazur.