Wydarzenia Halsowanie U Bezana Żaglokultura Żaglopodróże Sylwetki
Debiuty Korespondenci Galeria Pogoria Linki Home

 

@Bezan

 

Wykreślić właściwy kurs.

 

Londyn 15.01.2017.

 

Powiedział ktoś kiedyś w gniewie „obyś cudzie dzieci uczył”. My zaś na przekór wszystkiemu, zostaliśmy Instruktorami Żeglarstwa PZŻ.

Uzbierało się już trochę lat spędzonych na różnych kursach, różnych akwenach i w sporej liczbie ośrodków żeglarskiego szkolenia. Doszły do tego doświadczenia wyniesione z Anglii, gdzie nauka żeglarstwa odbywa się pod egidą Royal Yachting Association. Wszystko to razem daje mi pewną śmiałość do wyrażania opinii, dokonywania porównań a nawet do dokonywania swoistej samooceny własnych osiągnięć w tej dziedzinie.

We wszystkich miejscach, które odwiedzałem szkoleniowcy, czy inaczej instruktorzy żeglarstwa stanowili swoistą grupę wyższego wtajemniczenia. Wynika to z prostego faktu. Nie tylko w doskonałym zakresie zgłębili oni kawał żeglarskiego rzemiosła, ale jeszcze musieli wypracować w sobie metody do przekazywania tej wiedzy dalej. To nie jest łatwe! Spotykasz coraz to inne grupy ludzi, których wiedza i umiejętności są żadne lub prawie żadne. Masz 120 godzin, by przygotować ich na egzamin, który będzie przepustką do samodzielnej żeglugi.

Starożytni Grecy dzielili ludzi na żywych, martwych i tych na morzu. Z żywiołem wodnym nigdy żartów nie było i nie będzie. Niezapomniana jest chwila, gdy kilkuosobowa załoga po raz pierwszy spotyka się z instruktorem na kursie. Oprócz tysięcy życzeń, wyrażanych w niemym spojrzeniu, wyczuwa się zawsze to jedno. Nic nam nie grozi, jeśli ten człowiek jest z nami na łódce!!!

To powodowało, że przez wszystkie te lata wypracowywaliśmy system jak najefektywniejszych metod szkoleniowych. Kładąc nacisk na technikę żeglowania, dokładność i jakość wykonywania manewrów a przede wszystkim bezpieczeństwo na pokładzie! Cały ten schemat wyćwiczonych i dopracowanych działań, zawarty został w wytycznych szkoleniowych. I tak to funkcjonowało! Metodycznie i rutynowo, kolejny kurs za kolejnym kursem. W miarę rozwoju i dostępności techniki, dołożony został „silnik” itd. Ludzie czujący żeglarskiego bakcyla, zdobywali coraz to wyższe poziomy wtajemniczenia. Osobiście wyszkoliłem przyszłego, zawodowego Kapitana Żeglugi Wielkiej i kilku doskonałych instruktorów żeglarstwa. Zdawało by się zatem, że wszystko gra i funkcjonuje bez zgrzytu!? Patrząc jednakowoż w pewnego oddalenia, spostrzegam błąd zaniechania, jaki wszyscy wspólnie popełniliśmy! Zapomnieliśmy, szanowne koleżanki i koledzy, o kulturze w trochę szerzej pojmowanym zakresie!!!

W czasie tegorocznych targów żeglarskich London Boat Show, miałem okazję rozmawiać z miejscowymi żeglarzami z Mazur. Opowieści, które usłyszałem przyprawiają o mdłości, przerażenie i zawroty głowy. Nasze Mazury, pozostające we wspomnieniach dawno odbytych rejsów, to już zamierzchła przeszłość. Serdeczność, bezinteresowność, chęć niesienia pomocy i solidarność wodniackiej braci całkowicie wymarła. Dbałość o higienę brzegów, ekologię, nie ingerowanie w delikatny ekosystem jeziora, to mit! Nie starczyłoby miejsca w tym artykule, by wymienić wszystkie idiotyczne, bezmyślne i chamskie zachowania, jakie w ostatnich latach zagościły nad mazurskimi jeziorami. Piszą o tym „Żegle”, coraz to pojawia się jakiś news w TV. Opowiadają o tym z przerażeniem starsi koledzy żeglarze, pamiętający inne Mazury. A ja myślę, że za sporą część tych zachowań odpowiadamy my, Instruktorzy Żeglarstwa PZŻ.

Uderzam się teraz mocno w pierś. Bagatelizowałem w czasie egzaminu wszelkie zagadnienia związane z ekologią, etyką czy kulturą jachtową. Owszem nie zdał egzaminu ktoś, kto nie potrafił wykonać poprawnie manewru „człowiek za burtą”. Ale nikt nie wymagał od kursantów, zasad zachowania się w porcie, na biwaku, czy na żeglarskim szlaku. Żeby uzyskać patent, trzeba było wykuć nazwy chmur po łacinie, znaczki locji, a nawet tak potrzebne elementy ożaglowania fregaty rejowej i rodzaje drewnianego poszycia jachtów. Niemniej wyposażenie łódki w saperkę i zasady jej użycia, wypadły z ram!

Skupiliśmy się wszyscy na technice i bezpieczeństwie żeglugi. Zapominając, że z każdym nowym kursem wprowadzamy do wybitnie delikatnego ekosystemu wodnego, kolejną grupę zakłócających ten stan przyrodniczej równowagi. By zmieniły się skandaliczne zachowania i negatywne zjawiska na naszych wodnych szlakach, konieczne jest położenie ogromnego nacisku na naukę i egzekwowanie wiedzy z zakresu ekologii i kultury zachowania nad wodą! Uważam, że egzamin teoretyczny powinien być podzielony na trzy równorzędne części. Bezpieczeństwo na jachcie, żeglarska teoria /w zakresie dostosowanym do danego poziomu/, oraz dział ekologii wodnego szlaku i kultury zachowania.

Zmiany nie nastąpią natychmiast. Trzeba będzie lat, by złe nawyki wykorzenić z umysłów wodniaków. Znajdą się pewnie i tacy, którzy nigdy nie podporządkują się konieczności segregowania śmieci, zakopywania łopatką świadectw dobrej przemiany materii, czy wyrzucania do jeziora pustych puszek po piwie. Ale my instruktorzy mamy ten jeden niepowtarzalny moment by, wpłynąć na przyszłe zachowania adeptów trudnej sztuki żeglowania. I nie jest to egzamin, czy dzień wydania patentu. To jest ta chwila, gdy załoga pierwszy raz spotyka swojego instruktora, a w oczach pojawiają się te tysiące niewysłowionych myśli. W poważnym procencie to my wychowujemy żeglarzy i nauczamy ich kultury. „Takie będą Rzeczypospolite, jakie jej młodzieży chowanie”. Przełożenie tego na nasz grunt, a raczej pokład, ciśnie się samo przez się.

Za chwilę zaczniemy kolejny szkoleniowy sezon. Ruszą , podejścia do keji, człowiek za burta, sztagi i rufy. Do tej wypracowanej rutyny, dorzućmy jeszcze pamięć zanieczyszczonych „papierzakami” brzegów, szkła, plastiku, puszek i skandalicznych wynaturzonych wyczynów, które mogą być udziałem naszych kursantów.

Udanego sezonu szkoleniowego i obyśmy coś zmienili.

Zmienili sami w sobie.

Tomasz. Bezan. Mazur.