|
||||||||||||||
---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|
|
Sylwestrowych wspomnień czar…
Specjalna część „halsowania” o tym jak szampańskie i wystrzałowe
W tej części mojej wędrówki wspomnień, odbiegam od chronologii wydarzeń. Robię to celowo i z premedytacją. Ten odcinek działu „halsowanie” będzie poświęcony jednemu kapitalnemu i niepowtarzalnemu zjawisku, sylwestrowym zabawą klubowych społeczności żeglarskiej Pogorii I. Bo czy można wyobrazić sobie lepszą scenerię na przywitanie nowego roku, niż nasze ukochane jezioro??? O tak, na tą specjalną okazję Stara Pogoria, przywdziewała zupełnie nową szatę. Las otaczający brzegi, dachy domków campingowych i ośrodków, a nawet trzcinowiska pokrywały się romantycznymi czapami śniegu. Srogi Dziadek Mróz roztaczał swój oszroniony oddech na gałęziach i sitowiu. Niebieskie wody jeziora pokrywała kilkunasto-centymetrowa warstwa lodu, a szyby zmieniały się w bajkowe witraże artystki zimy. Gdy robiło się ciemno, mróz trzeszczał pod stopami i skrzył się tysiącem iskier w świetle księżyca, zimowy czar jeziora zniewalał nasze serca. Magia ta działała tak, że nikt nie jechał do drogich kurortów w Zakopanym, nikt nie spędzał Sylwestra w domu, czy na ulicznych zabawach! Nie! My jechaliśmy przywitać Nowy Rok na Pogorii. Nie przeszkadzało nam zimno w domkach campingowych. Elektryczne farelki i koce, plus trochę alkoholu i było bajecznie. Nie odstraszał nas brak wody, zakręcanej na zimę. Po prostu wodę przywoziliśmy w karnistrach. I niech nikt sobie nie myśli, że było siermiężnie i przaśnie. Było elegancko, wytwornie, wystawnie i wystrzałowo!!! W pierwszych latach naszej działalności w Klubie Sportów Wodnych Hutnik, katalizatorem i głównym organizatorem klubowych spotkań sylwestrowych, był śp. Włodzimierz Gerhard. Sama organizacja była mało skomplikowana. Składka na jedzenie i jakiś wstępny alkohol. W późniejszych latach składka zawierała ogrzanie sali, jak kapitalizm, to kapitalizm. Na zebraniu organizacyjnym ustalaliśmy, kto, za co odpowiada. W tych początkowych okresach odpowiedzialny byłem za choinkę. Problem był to żaden, bo dziadkowie mieli własny las, więc jechałem na wieś i wybierałem ładne drzewko do dekoracji klubowej świetlicy. Zresztą wyprawa po choinkę, jej ubieranie i dekorowanie świetlicy, było kapitalną okazją do imprezy. Zazwyczaj z Darkiem Łysym, lub z Klaudiuszem przywoziliśmy drzewko. Na ośrodku czekało kilka osób, głównie nas młodych chłopaków i dziewczyn. Grzali świetlicę i czasem siebie nawzajem, bo betonowe mury srogo zimnem ciągnęły. Gdy przyjechaliśmy z choinką zaczynał się rytuał. Bombki, lampki, łańcuchy i dekoracje. Był śmiech, rzucanie śnieżkami, żarty i wygłupy. Była do tego oczywiście i gorzałka, lub grzańce w wersjach różnorakich. To wszystko odbywało się oczywiście w luźnych strojach. Zawsze przed sylwestrem przygotować trzeba było sobie campingi do spania. Te cienkie domki z dykty, bez jakichkolwiek zabezpieczeń na zimę, stawały się dla nas schronieniem na kilka godzin snu i odpoczynku po wyczerpujących tańcach. A pamiętać wypada, że i minus dwadzieścia się trafiało!!! Sylwester, to już co innego!!! Białe koszule, krawaty, marynarki. Spodnie w obowiązkowy kant. Dziewczyny w brokatowych bluzkach i czarujących sukienkach. Elegancja pełną gębą. Nigdzie nie uświadczyłeś dresów, swetrów, koszul flanelowych, znanych z całego żeglarskiego sezonu. Nasz sylwester na Hutniku, to był Wersal!!! Na zabawach z tamtego okresu, nie pojawiali się jeszcze goście z zewnątrz. Był to raczej wewnętrzny bal. Ktoś przyprowadził dziewczynę, ktoś narzeczonego itp. Na stołach zimna płyta, sałatki, kanapki. Jako danie główne był oczywiście nieśmiertelny bigos i żurek. Trzeba podkreślić, że wszyscy byli bardzo zaangażowani w ten wspólny bal. Ktoś załatwiał muzykę, ktoś z domu przywoził sprzęt grający. Chłopaki domontowali światła. Z jakiegoś radiowozu zniknęły koguty, by uświetnić nasze wygibasy. Oczywiście każdy przynosił w kieszeni jakąś dodatkową butelczynę i było super. Na Nowy Rok, życzenia składał komandor, lub ktoś inny najstarszy rangą. Pamiętam, że raz życzenia Noworoczne składał kapitan Ryszard Książyński. Potem zabawa, zabawa i zabawa, bo białego rana. Kilka godzin snu w campingowym domku, sprzątanie świetlicy i do domu. Takich sylwestrowych zabaw organizowanych przez śp. Włodka Pamiętam trzy. Potem coś się skwasiło!!! Ja byłem jeszcze za „mały” w klubie by móc wiedzieć, o co poszło? Niemniej jednak, ktoś kogoś posądzał o niedokładne wyliczenie się ze składkowej kasy itp. Na kilka sezonów świetlica został zamknięta. To znaczy otwierano ja czasem dla potrzeb kursu, ale generalnie zarząd stwierdził, że jest to miejsce przechowywania ważnych dokumentów, są tam pamiątki, dyplomy, medale i należy wszystko to trzymać pod kontrolą!!! Sylwestrowy czar prysł, na jakiś czas. Zmiany przyniósł rok 1994. Komandorem ds. Szkolenia i Organizacji zostaje Jarosław Jarmułowicz. Jednym z jego wniosków jest otworzenie świetlicy, dla wszystkich tych, którzy nie posiadają domków!!! Popieraliśmy Jarka z całego serca. Dążył on do zorganizowania w świetlicy kubryku, gdzie wszyscy członkowie, lub kursanci, mogliby za niewielką opłatą przenocować się w klubie. Nie wszyscy akceptowali te zmiany. Dla nas były jednak zbawienne. Ten prosty manewr sprowadził do klubu, kilku kapitalnych kolegów i ślicznych koleżanek. Otworzył nam możliwości szerszej integracji i organizacji kapitalnych zabaw. Był to, bowiem czas, w którym powoli przejmowaliśmy pałeczkę organizatorów. Układ był prosty. Świetlica jest do waszej dyspozycji, pod warunkiem, że jej nie zdewastujecie. A my dbaliśmy o nią, jak o nasz własny dom. Bo bardzo takiego miejsca potrzebowaliśmy. Zbieraliśmy kasę na ogrzewanie i dawaj w tany. Odbywały się tam wtedy osiemnastki, urodziny, andrzejki. I w takiej to właśnie atmosferze „hutnikowej pierestrojki” zorganizowaliśmy najlepszego sylwestra, jakiego do dziś wspominam! To był chyba rok 1996, lub 1997 tego już bez zdjęć i materiałów z domu nie jestem sobie w stanie przypomnieć. Nasza grupa była już wtedy w komplecie. Marcinek Sobczyk, czołowy gitarzysta, Partyzant vel Siedzący Byk, Magda, Agnieszka, Baśka, Łysy Darek, Gośka Kaszyca i ja. Postanowiliśmy zorganizować naszego sylwestra. Naszego, czyli naszej małej paczki, powiększonej o kilku znajomych i przyjaciół. Miało być inaczej niż zwykle. Po pierwsze obowiązywać miały przebrania!!! Każdy miał sobie uszyć, kupić, pożyczyć przebranie stylizowane na dawnych żeglarzy i tawernianych dziewczyn czar!!! Już samo to było kapitalną zabawą. Szycie, szukanie i wymyślanie pomysłu. Próby podpytania kto, za kogo i takie tam domysły. Uruchomione zostały mamy, maszyny doszycia, a nawet teatralne wypożyczalnie. Efekt przyćmił wszystko. Składka składką, ale każdy miał wyznaczone zadania. Ten kanapki, ten sałatka, a ten i ten bigos, czy żurek. Nikt nie nawalił!!! Żarełka było w bród i w wyśmienitych smakach. Na zapleczu uruchomiliśmy piec węglowy. Chyba ja przytachałem z pracy worek węgla, więc wszystko było cały czas gorące. Alkoholu nie brakło!!!!!!! Zabawa zaczęła się szkockimi, i irlandzkimi melodiami, a potem była zabawa, zabawa i zabawa, do samej godziny dwunastej. Fajerwerki odpalaliśmy z dachu hangaru. Pięknie rozświetlały zmarzniętą tafle jeziora. Stojąc na keji strzelaliśmy szampanami wykrzykując swoje Noworoczne Życzenia!!! Było romantycznie i cholernie miło. Przywrócony został czar sylwestrowych nocy na Pogorii I. Do rana jeszcze odbywały się wybory na najlepszy strój, przebranie. Rozdane zostały też specjalne certyfikaty, tym, co nad naszym jeziorem byli po raz pierwszy. Rozdawał je sam Neptun, a pomagały piraty i żeglarze. W ruch poszły baty i pagaj, a śmiechu nie było końca!!!
Jednak największy, najbardziej huczny, z największą ilością gości Sylwester, zorganizowaliśmy na KSW FREGATA. Było to już po naszym odejściu z Klubu Hutnik. Dlaczego odeszliśmy? Dlaczego nasze drogi się rozeszły? Już niebawem w odcinkach „Halsowania”. Niemniej z tego rozwodu wyszło coś dobrego. Reaktywowaliśmy działalność zahibernowanego Klubu Sportów Wodnych Fregata, który mieścił się po sąsiedzku na Ośrodku Wodociągów i Kanalizacji. Po wytężonej pracy organizacyjnej i odtwarzaniu wszystkiego, postanowiliśmy wejść w życie jeziora z przytupem i rozmachem. Zresztą doświadczenie nabyte w Hutniku, doskonale teraz procentowało. Na zasadach, jakie wyznawał Jarek, budowałem podwaliny Fregaty. I to działało!!! Dodałem do tego odrobinę więcej rozmachu, współpracę z samorządem i UM Dąbrowy Górniczej, plus dobre media. Sukces był murowany i ogromny. Organizacja sylwestra odbywała się dokładnie zgodnie z utartym schematem. Składka, wyznaczenie zadań. Doszło do nich doprowadzenie świetlicy, do jakiego takiego stanu, ale i to daliśmy radę. Na tego sylwestra zaprosiliśmy ludzi z zewnątrz. Był Jurek Rogacki i Ewa Barańska, przedstawiciele szantowej arystokracji, była Agnieszka Zielińska, dziennikarka z Dziennika Zachodniego. Był przedstawiciel sportu z UM. Zaproszony był również kapitan Jan Wątrobiński i wielu innych wspaniałych gości. To był niezapomniany bal!!! Część imprezy odbywała się w specjalnie udekorowanej świetlicy, a część przy ognisku gdzie pachniało pieczoną na ogniu kiełbasą. Stoły uginały się od jedzenia, a szkło nigdy nie było puste. Sztuczne ognie wesoło strzelały w niebo. Po północy, po lodzie jeziora przychodzili z życzeniami koledzy z innych klubów Muzyka i tańce do samego rana. Z tego, co pamiętam, to niektórzy zostali po tej zabawie dłużej i przeciągli sylwestra o dwa kolejne dni!!!
Nikt wtedy nie przypuszczał, ze i we Fregacie pojawiła się rysa. Że już całkiem niedługo zaczną się wzajemne podchody. Oczywiście, że napiszę i o tym. Nie jednak dzisiaj, bo pisząc i wspominając opanował mnie Tamten Sylwestrowych Nocy Czar!!! I zapomina się złe chwile, wspominając te wspaniałe i wzniosłe. Wiem, że i dzisiaj koledzy z KSW Hutnik szumnie i hucznie obchodzą sylwestrowe zabawy w klubie nad kochaną Starą Pogorią!. I tak chciałbym być tam dziś z nimi!!! Bawcie się Kochani Koledzy i Koleżanki i podtrzymujcie Magię tego naszego, kochanego, miejsca!!!!
Szczęśliwego Nowego Roku, Udanych Sylwestrowych Zabaw i Magii w Sercach Życzy Wam Zawsze Pamiętający…
Tomasz Bezan Mazur.
PS. Do kolegów Marcinka, Partyzanta, Klaudiusza, Radka, Wojtka, Macka, i wspaniałych koleżanek Gośki, Magdy, Moniki, Oli i wszystkich tamte imprezy pamiętających!!!! Zróbcie mi skany fotografii i prześlijcie!!!! By ocalić nasze wspomnienia z kapitalnych czasów!!! PLS. |
|