|
||||||||||||||
---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|
|
Regaty o „Kubek” Komandora KSW Fregata! Londyn 04.06.2012. Mam mały zgryz! Padł mi twardy dysk w komputerze a co za tym idzie straciłem kilka części dawnego „Halsowania”. Oczywiście nie poddałem się i powoli odzyskuje dane. Trochę to jednak komplikuje sprawę. W pierwszym sezonie istnienia Klub Sportów Wodnych Fregata, nie był gotowy na prowadzenie kursu żeglarskiego. Cała maszyna organizacyjna została dopiero wprawiona w ruch, po wielu latach zastoju. Konieczne było okrzepnięcie i wypracowanie metod działalności i zarządzania klubem. Dla przykładu podam kłopoty z odbiorem klubowej poczty. Otóż obecnie wiadomo, że ulica prowadząca wzdłuż torów kolejowych i peronów przystanku Dąbrowa Górnicza Pogoria, a prowadząca do większości ośrodków nad jeziorem, nosi nazwę „Żeglarska”. Wiadomo ponadto że Ośrodek Wczasów Świątecznych PWiK , posiada nr 14 i tak należy adresować listy tam wysyłane. Natomiast w 1999r taka ulica po prostu nie istniała!!! Część terenu należała do PKP, droga fizycznie egzystowała i autentycznie do ośrodków prowadziła, ale nie była ona ulicą publiczną! Numeracja pocztowa również nie istniała! Kluby rodziły sobie z tym zagadnieniem podając do korespondencji adres np. Sekretarza. Ja jednak chciałem by klubowe pisma przychodziły na klubowy adres. Miało to na celu modyfikacje pracy zarządu, a zarazem większe związanie ludzi z nowym miejscem. Kosztem kilkudziesięciu złotych zakupiliśmy skrzynkę pocztową i umieściliśmy na bramie. Dla swoistego testu napisałem kilka listów do klubu, ponumerowałem i wysłałem z różnych placówek pocztowych. Z tego, co, pamiętam zaginął jeden list, co stanowiło całkiem znośny wynik. Reszta znalazła się w skrzynce. Polecone należało odbierać na placówce pocztowej w Gołonogu. Starałem się regularnie, co tydzień sprawdzać korespondencje. Wystarałem się również o metalową szafę opancerzoną. Kupiłem ją po cenie złomu z zakładu pracy. Umieściłem tam archiwum KSW Fregata. Rozwiązanie całkiem dobrze się sprawdzało, bo wszystkie potrzebne dokumenty były na miejscu. Wiem. Że kilku kolegów miało uwagi, co do takiego systemu. Wynikał on jednak z doświadczeń i praktyki. Niejednokrotnie widziałem, że z chwilą odejścia ze stowarzyszenia jakiejś osoby funkcyjnej, były problemy z przejęciem trzymanej przez nią dokumentacji. Czasami było, to spowodowane zmianą miejsca zamieszkania, czasami chorobą. Zdarzały się również czysto złośliwe zachowania nieodpowiedzialnych, lub obrażonych na coś członków klubu. Bardzo chciałem tego uniknąć. Na samym początku ustaliliśmy, że wszystkie zebrania zarządu będą jawne!!! Zebrania nasze urządzaliśmy zazwyczaj w moim kampingu. Były bardzo regularne i każdy, niekoniecznie członek naszego stowarzyszenia, mógł w nim uczestniczyć. W pewnym okresie czasu na zarząd przychodzili wędkarze, którzy na terenie przystani przechowywali swoje łodzie. Przychodzili również dzierżawcy domków. Z każdego zebrania sporządzany był protokół odczytywany na głos i podpisywany przez wszystkich fizycznych uczestników! Książkę protokołów numerowaną i zapieczętowaną opiekował się Sekretarz Klubu. Połapaliśmy również sprawy sprzętowe. Po wszystkich pracach naprawczych nasza flota prezentowała się znośnie. Doprowadziliśmy do ładu również dokumenty rejestracyjne jednostek. Słowem sezon zdecydowanie pracowity, ale efekty widoczne. No bo proszę po latach niebytu KSW Fregata, wypracowała sobie nowy pomost, zadbany hangar, sprawną technicznie flotę i porządek biurowo-administracyjny. To wszystko dawało nam poczucie wspólnoty, jakiejś zorganizowanej grupy, która jest wstanie podejmowanie nowych wyzwań. Te pierwsze regaty trąciły jednak amatorszczyzną , to fakt! Szczególnie, gdy się je próbuje przyrównać do zawodów żeglarskich organizowanych obecnie na Pojezierzu Pogoria. Nie mieliśmy wykwalifikowanej komisji technicznej, ani licencjonowanego sędziego. Wyszliśmy z założenia, że każda łódka zarejestrowana, jako Omega, może wziąć udział w wyścigu. Skupiliśmy się na oprawie socjalnej. Z tego, co pamiętam wpisowe na te pierwsze regaty było raczej symboliczne. Zależało nam na przyciągnięciu jak największej ilości uczestników. Z klubowej kasy i za sprawą pomocy Przedsiębiorstwa Wodociągów Dąbrowa Górnicza, zorganizowaliśmy skromny posiłek dla zawodników. Była to kiełbaska plus bułka do wspólnego pieczenia nad ogniskiem po regatach i piwo ewentualnie sok owocowy. Nagrodą był Puchar Przechodni Komandora KSW Fregata. W sprawach techniczno-sędziowskich nieocenioną pomoc wniósł kapitan Jan Wątrobiński. W dniu regat, a pamiętam, że był to niezwykle ładny wrześniowy dzień, kapitan Jan od samego rana przejął dowodzenie klubem. Gdy już można było ustalić kierunek wiatru, na motorówką załadowaliśmy boje i ruszyliśmy ustawiać trasę. W klubie nie było wówczas jeszcze profesjonalnych bojek regatowych. Te pierwsze zmajstrowaliśmy z załatwionych w rozlewni BP starych butli gazowych. Były ciężkie i nieporęczne. Choć pomalowane na żółty kolor z dalszej odległości były słabo widoczne. Pamiętam, że montowaliśmy do nich antenki z chorągiewką w celu poprawienia ich widoczności. Kiedy pod kierunkiem Jana Wątrobińskiego ustawialiśmy trasę, na brzegu w klubowym biurze rozpoczynał działalność punkt zgłoszeniowy! Oj miałem stres!!! Oczywiście na kilka tygodni wcześniej wydrukowaliśmy specjalne zaproszenia i rozwieźliśmy po wszystkich ośrodkach. Ale czy nas beniaminków klubowego żeglarstwa na jeziorze ktoś potraktuje poważnie??? Słowem, czy zgłosi się na regaty odpowiednia ilość zawodników??? Jan wypatrywał jak doskonale w stosunku do uwarunkowań wiatrowych ustawić trasę, ja natomiast wypatrywałem załóg szykujących łódki na start! Niewątpliwie pomogła nam pogoda! Ciepły i słoneczny dzień przywitał nas fajnym wiaterkiem! Nie był to jakiś silny porywisty wiatr, ale dość mocna i regularna trójeczka. Do zawodów stanęło siedem lub osiem załóg?! Wszystkie kluby z Pogoria I wystawiły swoje załogi, co niezmiernie mnie ucieszyło. Był to widoczny znak, że nasze ponad roczne starania zostały zauważone i pozytywnie ocenione. Wprawiło nas to w doskonały nastrój. Odprawę sterników poprowadził nieoceniony kapitan Jan Wątrobiński. To ma być dla wszystkich kapitalna zabawa!!! Jeden długi wyścig, trójkąt, trójkąt i śledź, a i żadnych protestów i niesportowych zachowań. Wszyscy usłuchali, bo kapitan Jan na mir w środowisku J ! Załogi ruszyły na start! Wielką radość sprawiało nam, że kibicowało wyścigom spora grupa ludzi. Praktycznie wszystkie kluby, które wystawiły zawodników gromadnie obserwowały pierwsze regaty żeglarskie zorganizowane przez Klub Sportów Wodnych Fregata. Wielkim nieobecnym tych pierwszych zawodów, był najbardziej utytułowany zawodnik jeziora Pogoria I, Kazimierz Zając sternik i właściciel legendarnej już Wiedźmy. Z plotek wiem, że wnikliwie przyglądał się zawodom. Chyba przypadły mu do gustu, bo w przyszłości Kaziu nie opuści żadnej edycji Międzyklubowych Regat klasy Omega o Puchar Komandora KSW Fregata. Do opowieści ogniskowych wejdzie niebawem zaciekła rywalizacja pomiędzy Kazimierzem Zającem a Markiem Stachurskim. Zaczną się niezwykłe udoskonalenia techniczne z obrotowym masztem i płetwą sterową w kształcie skrzydła myśliwskiego samolotu …………! To jednak ciągle przyszłość. Tą edycję wygrał zdecydowanie Paweł Białas na łodzi Piotruś Pan! Nie obyło się bez wrzucenia do wody wygranej załogi i całej masy wesołości. Na rozdaniu nagród obecny był Komandor Janicki, stawili się również wszyscy komandorzy klubów startujących w regatach! Wyniki ogłosił sędzia Jan Wątrobiński, a nie obyło się bez ironicznych i dowcipnych komentarzy, co do umiejętności nautycznych sterników. Śmiech na ustach wszystkich potwierdzał, że regaty się udały! Wieczorne ognisko z poczęstunkiem, pieczeniem kiełbasek i czymś do wypicia dopełniło reszty! W czasie tych właśnie wydarzeń pękały pierwsze lody, jakie nieuchronnie wytworzyły się po naszym odejściu z Hutnika. W mojej głowie narodził się pomysł by zacieśnić międzyklubową działalność. Za kilka miesięcy, bo już w czasie oficjalnego zakończenia sezonu, skrystalizuje się to w projekcie Międzyklubowego Porozumienia o Współpracy. Słowem regaty spełniły swoje zadanie! Klub Sportów Wodnych Fregata pokazał się z jak najlepszej strony! Zyskaliśmy akceptacje lokalnej społeczności żeglarskiej, a dzięki współpracy z kapitanem Janem Wątrobińskim, również w oczach Okręgu Żeglarskiego w Katowicach. Nadchodził czas decyzji, w jakim kierunku należy rozwijać dalszą działalność naszego stowarzyszenia. Na bazie poczynionych wówczas decyzji i obranych kierunków działania, dojdzie w przyszłości do poważnych tarć. Z perspektywy lat mogę stwierdzić, że nie zawsze miałem rację!!! Byłem jednak otwarty na dyskusję i wszelkie konstruktywne spory! Dowodem na to niech będę moje godziny spędzone na dyskusjach z Maćkiem Krajewskim. Nie zawsze było nam po drodze, ale zawsze wypracowywaliśmy mądry kompromis, który owocował kapitalnymi przedsięwzięciami. Ewolucja jakościowa wrześniowych regat, ujęcie w prawidłowe ramy organizacyjno-klasowe, to zdecydowanie zasługa Maćka Krajewskiego! Pierwsze regaty meczowe i szkółka żeglarska dla najmłodszych, również były jego inicjatywą. Ponadto to nie, kto inny, ale Maciej Krajewski zrobił pierwszą po wielu latach przerwy, Licencję Sędziego Regatowego PZŻ na naszym jeziorze. Kunsztem szkutniczym w dziedzinie dopracowania łódki do regat wykaże się Marek Stachurski. To, co zrobił Marek zakrawa na dokonanie rzeczy niemożliwej!!! Ze starej ponad dwudziestoletniej Omegi, ciężkiej łodzi z laminatu, stworzył kapitalną łódkę regatową. Bo kto nie słyszał o fantastycznych zwycięstwach Nuty Wodnej! Pewien zbieg okoliczności sprawił, że w jednym klubie i nad jednym jeziorem spotkali się, świetny organizator i doskonały szkutnik. Los bywa jednak złośliwy, gdyż obaj nie znosili się szczerze i dogłębnie. Prze długi okres czasu udawało mi się godzić zwaśnione strony, łagodzić antagonizmy, w celu wspólnego dobra. Nadejdą jednak czasy, że te pokłady agresji dadzą o sobie znać. Na razie mamy kapitalną imprezę za nami i dobre perspektywy na przyszłość. Ciepły wrzesień skłania do żeglowania i radości z dokonanych zmian w klubie. Prawie wszyscy z wyjątkiem chyba Jana Kowala, są z tych nowych porządków zadowoleni. Zaczynają się pojawiać nowe twarze! Czas jednak myśleć o zakończeniu sezonu. Na jeziorze Pogoria I, w Dąbrowie Górniczej sezon nie odmierza się dniami, miesiącami, wiatrem czy wydarzeniami żeglarskimi. Sezon rozpoczyna się zazwyczaj z chwilą przylotu na jezioro pary białych łabędzi, która od lat gnieździ się na naszym jeziorze. Z chwilą, gdy budują gniazdo, a samica wysiaduje jajka, my dokonujemy wiosennych remontów sprzętu. Wyprowadzenie małych szarych pisklaków, które gęsiego próbują nadążyć za dostojnymi rodzicami, to czas wiosennych kursów żeglarskich. Letnie żeglowanie i radość z sezonu, równa się dorastaniu ptasiej gromadki. Gdy te piękne ptaki rozpoczynają próby lotów, a pióra zmieniają ubarwienie, to nieomylny znak, że nadchodzi koniec sezonu. Ze świeżo wyremontowanego pomostu Fregaty, spostrzegłem, jak łabędzi rodzice zachęcają młodzież do startów. Tak kończył się właśnie pierwszy rok działalności na nowo reaktywowanego klubu żeglarskiego. Tomasz, Bezan, Mazur.
|
|