Wydarzenia Halsowanie U Bezana Żaglokultura Żaglopodróże Sylwetki
Debiuty Korespondenci Galeria Pogoria Linki Home

 

 

 

 

 

Nie przecieka , znaczy SUCHA!

 

Decyzja o zakupie wlasnej lódki nadchodzi wtedy, gdy czlowiekowi sie troszke przelewa. Zdecydowanie zgadzam sie z tym twierdzeniem. Po kryzysie spowodowanym upadkiem firmy TOP GAS, udalo nam sie wyjsc na prosta. Kosztowalo, to wiele wysilku i pracy, niemniej udalo sie. Poczatek nowego milenium byl dla nas absolutnie laskawy. Podpisywalismy nowe kontrakty, a co za tym idzie, stale rozwijalismy rodzinna firme. Po uporaniu sie z zaleglosciami i zaszlosciami optymistycznie patrzelismy w przyszlosc. Odbijalo sie to oczywiscie na naszej dzialalnosci klubowej. Byl to czas dynamicznego rozwoju, w którym wyprzedzilismy inne stowarzyszenia wodniackie Pojezierza Pogoria, o przyslowiowe kilka dlugosci jachtu. Zacznijmy jednak od poczatku.

 

Klub Sportów Wodnych „Fregata” mial byc w zalozeniach osrodkiem szkoleniowo-rekreacyjnym. Istniejaca infrastruktura, warunki lokalizacyjne i kadra doskonale wpisywaly sie w ten cel. Wyczynowe, lub raczej pól-wyczynowe zeglarstwo sportowe, zdecydowanie klócilo sie z tymi zalozeniami. Rekreacyjne regaty, zdecydowanie tak! Ale wyczyn ?! Na tej plaszczyznie doszlo zreszta do powaznych nieporozumien. O tym jednak przy innej okazji.

Szeroko zakrojona kampania informacyjna, ogloszenia, plakaty i poczta pantoflowa zadzialala. Jesienny kurs zgromadzil calkiem spora grupe uczestników. Dla nowego osrodka zeglarskiego, byl to oczywiscie sukces. Jednakze znalezlismy sie pod stala i baczna obserwacja innych kolegów instruktorów z sasiednich klubów.

Odnowiona flota klubowych Omeg, kapitalnie nadawala sie jako podstawa bazy szkoleniowej. Ale bezduszne przepisy zmuszaly nas do posiadania jachtu kabinowego o powierzchni zagla powyzej 15m2, lub jachtu dwumasztowego. W przypadku braku takowego szkolenia nie mozna bylo zorganizowac.

 

Kilku niezbyt przychylnie patrzacych w nasza strone „kolegów” nie omieszkalo skrytykowac braków. Dosc mocno mnie to uszczypnelo i w pewnym sensie bylo ostatecznym impulsem do realizacji dawno zamierzonego planu. Czyli zakupu wlasnego plywadelka. Jak juz pisalem poprzednio, poszukiwania odpowiedniego jachciku prowadzila usilnie Agnieszka. Po raz pierwszy wtedy korzystalismy z pomocy Internetu, przy wyszukiwaniu odpowiednich ofert. Dzisiaj to normalka, ale wtedy!?

 

Po przegladnieciu setek fotek i opisów, idealna wydawala nam sie lódka z Warszawy. Ladny ksztalt nawiazujacy do linii lódek typu Mikro. Powierzchnia zagla spelniajaca wszystkie wymagania szkoleniowe. No i cena, zdecydowanie pasujaca do naszych mozliwosci.

 

Rozdzwonily sie telefony! Goraca linia Warszawa – Sosnowiec i odwrotnie. Ustalamy, ze dnia tego a tego jedziemy ogladnac jachcik. Warszawe znam dosc dobrze. Swego czasu jezdzilem tam czesto w sprawach sluzbowych. Cel naszej podrózy znajdowal sie na placu posesji w dzielnicy Rembertów. Kilka godzin jazdy i oczywiscie niepewnosci, bo czy fotografie przypadkiem nie klamia?! Na miejscu zastajemy kilku fajnych facetów plus umyta i dobrze sie prezentujaca lódke. Dopiero, co zeszla z wody, zapewniaja wlasciciele. Caly sezon plywala na mazurach, wystarczy uzbroic, postawic maszt i wiatru w zagle. W twarzach poprzednich wlascicieli dostrzegam smutek. Dosc niechetnie rozstaja sie z lódeczka, która wiaze sie z kapitalnymi wspomnieniami. Na pytanie, dlaczego sprzedajecie? Dzieci nam podrosly, nie miescimy sie, odpowiadaja. Kupilismy Maka 707 do roboty, a lódeczke sprzedajemy by pokryc koszty remontu wiekszej jednostki.

Mikro Chrzaszczyk, bo taki by typ ogladanej przez nas lódki, to konstrukcja niezbyt rozpowszechniona. Komfort kabiny przypominal Oriona, natomiast ksztalt zewnetrzny, to po trochu Beza 4.

Ogladnalem wszystkie zakamarki, wpelzalem do komór wypornosciowych ostukujac wszystko dokladnie. Inspekcja nie wykazala zadnych braków. Zagle, kadlub, maszt, olinowanie itp. Przedstawialy stan normalnie eksploatowanych. Chwila zastanowienia i male zawahanie. To przeciez nie zakup parasola!!! Decyzja zapadla . Kupujemy lódke! Za tydzien mamy ja przetransportowac na Pogorie.

Jeszcze raz podkreslam, ze gdyby nie koniecznosc wynikla z potrzeb kursu, to nie jestem pewien, czy zdecydowalbym sie na zakup.

Zeby wszystko sprawnie zorganizowac konieczna byla nam pomoc. Niejednokrotnie w takich sytuacjach zwracalismy sie do Prezesa Andrzeja Malinowskiego. Tak stalo sie i tym razem. Solidny Lublin z hakiem i kierowca Zbyszkiem Honkiem ruszyl na polecenia szefa w strone Warszawy. Towarzyszyl nam Wojtek Jamula. Calosc przygotowan odbywala sie w zdecydowanym pospiechu. Pewnie ten pospiech byl przyczyna malego bledu i niedopatrzenia, które mogla nas sporo kosztowac.

Zakupiona w Warszawie lódka miala dlugosc calkowita 5,5m. W klubie dysponowalismy jedynie przyczepa pod Plasusia, który jest zdecydowanie mniejszy. Jacek Sedlak wlasciciel przyczepy, twierdzil, ze nie ma problemu, ze spokojnie mozna zaladowac wiekszy jachcik, bo on juz takie wozil i nie bylo problemu. OK. Sprawdzanie swiatel i papierów, szybkie przeglad przyczepy i w droge.

Zbyszek pogania maszyne, my wesolo rozmawiajac szybko mijamy poszczególne kilometry. Polichno, krótki przystanek i Warszawa. Zbyszek z wprawa kieruje sie na Rembertów. Tam czekaja juz wzmozone ludzkie sily by wspólnie zaladowac nasz przyszly jacht szkoleniowy. Podjezdzamy na plac i katastrofa!!! Przyczepa okazuje sie za mala.

 

Na wodzie nie widac ogromu kadluba, rozplywa sie on jakos w otoczeniu. Ale po wyciagnieciu z wody po prostu rosnie w oczach.

Wszyscy mierzylismy przyczepe w klubie, robilem to sam osobiscie! I co??? Za mala!!! Postawiona na niej lódka staje w pion dziobem, przewaza rufe i za diabla nie pozwala sie zapiac na haku. Zreszta taka jazda to szalenstwo! Nie mozemy sobie na to pozwolic absolutnie. Mamy problem!!! Wlasciciele proponuja dosc radykalne rozwiazanie. Chlopaki! Mamy palnik! Utniemy wasza przyczepe w polowie i dospawamy dyszel. To da nam brakujace 80cm. Owszem da! Ale co na to Jacek , wlasciciel przyczepy? Pomysl zarzucamy szukajac innego rozwiazania. W poblizu jest wypozyczalnia przyczep. Maja podlodziówke i to akuratnie na ten typ! OK. Jedziemy. Po chwili mamy juz wlasciwa przyczepe na haku. Zaladowanie naszej jednostki, to juz kwestia minut. Sprawdzamy caly zestaw. Jest bardzo dobrze! Niestety przyczepa Jacka zostaje na miejscu, a i ta z wypozyczalni trzeba bedzie oddac. Zatem czeka mnie kolejna wyprawa do Warszawy. Co robic ?!

Papierowej roboty przy sprzedazy niewiele. Standardowe umowa i usciski dloni. Jakas lza w zakamarkach oczu poprzednich wlascicieli i troche lamliwy glos. Chyba dobrze im sluzyla?

Na koniec mala prosba. Czy mozecie nie zmieniac nazwy??? Na burcie widnieje napis SUCHA. No moze i nie jest to najfajniejsza nazwa jaka widzialem, ale obiecuje, ze nazwy nie zmienie.

Ruszamy w droge powrotna, która zreszta uplynela bardzo spokojnie. Honiek to kapitalny kierowca, który jeszcze kilkakrotnie bedzie pomagal nam w transporcie sprzetu.

Okolo 16stej jestesmy na miejscu. Korzystajac z pomocy kolegów z KSW Hutnik, szybko slipujemy lódke. Nic nie przecieka! Znaczy SUCHA!!!

 

Czas uplywa niesamowicie szybko, a wrzesniowy dzien jest zdecydowanie krótszy niz czerwcowe cieple wieczory. Niemniej jednak stawiamy maszt i uzbrajamy wszystkie elementy wyposazenia. Ku mojemu ogromnemu zadowoleniu WSZYSTKO GRA! Jutro rano jade do Warszawy oddac przyczepe do wypozyczalni i przytransportowac Jackowa. To zalatwiam juz osobowa Skoda. Towarzyszy mi Wojtek. Jedziemy szybko, bo bardzo chcemy poplywac naszym nowym nabytkiem, by zobaczyc jak sprawuje sie pod zaglami.

Wreszcie nadchodzi ta upragniona chwila. Fok gladko rozwija sie z rolfoka, a grot wedruje z delikatnym oporem likliny w góre. Wiatr wypelnia metry kwadratowe bialego dakronu, a kadlub nabiera szybkosci rysujac wode jeziora Pogoria I.

Sprawdzamy inercje i reakcje na ster. Robimy serie zwrotów. Wdzieczna lódeczka kapitalnie reaguje na wszystkie nasze polecenia i czynnosci. W kabinie sucho, znaczy zostanie SUCHA.

I w takich to oto okolicznosciach stalismy sie posiadaczami kabinowego jachciku, który przez jakis czas pelnil obowiazki jednostki flagowej KSW Fregata. W przyszlosci zdetronizuje ja cos o niebo wiekszego i z czym przygody, byly zdecydowanie wiekszego kalibru. O tym jednak w kolejnym „halsowaniu”.

 

Tomasz. Bezan. Mazur.