Wydarzenia Halsowanie U Bezana Żaglokultura Żaglopodróże Sylwetki
Debiuty Korespondenci Galeria Pogoria Linki Home

 

 

 

 

 

Przegrzewanie materiału.

Londyn 19.03.2014.

 

Jest to już pewnie jedna z ostatnich części ‘Halsowania”, w której poruszam tematykę naszej działalności na jeziorze Pogoria I w Dąbrowie Górniczej. Mamy pełnie sezonu 2002r. W Klubie Sportów Wodnych Fregata, pojawia się mnóstwo nowych twarzy. Marta Trzcionka „ucieka” z rodzinnego LOK Zefir i na stałe wpisuje się w krajobraz Fregaty. Wraz z Mateuszem, Dudusiem, Gachem i Kajetanem Górnym, tworzą bardzo malownicze trio. Marta zamiłowana żeglarka, według mojej opinii kapitalny kandydat na instruktora. Kajek trochę samotnik, zainteresowany regatami, intryguje go stary drewniany Finn, smutnie wiszący w hangarze. Jest charyzma w tych młodych ludziach! Może nie ma jeszcze umiejętności, wiedzy i fachowości w działaniu. To jednak normalne, sam taki byłem całkiem niedawno w Hutniku. Na zdobywanie umiejętności mają jeszcze czas tak wtedy sądziłem, nie wiedząc jak bardzo się mylę!

Marzena Kiełb i Iza Kłap, dziewczyny z Sosnowca. Również zafascynowane żeglarskim życiem Fregaty. Klub zaczyna się niesamowicie odmładzać, żyć i nabierać rozpędu. W środowisku, gdzie mamy bardzo ładne, młode, wesołe dziewczyny i fajnych chłopaków, dochodzi do wielu sercowych rozterek, pierwszych miłości i romansowych dramatów. I bardzo dobrze! Jest to normalna kolej rzeczy, zwyczajna droga ewolucji, grupy powiązanych za sobą młodych ludzi. Opisać, te wszystkie rozterki i miłostki, mógłby chyba autor osławionych „Harlequinów”, zatem daruje sobie te próby. Jednym zdaniem, namiętności było sporo, ale taki właśnie jest urok młodego wiekiem stowarzyszenia.

Zresztą na przyciąganiu jak największej ilości członków osobiście bardzo mi zależało. Klub Fregata, nie miał w swoich szeregach bogatych ludzi, którzy w trudnej chwili byli gotowi wesprzeć go finansowo. Model naszego stowarzyszenia, daleki był od elitarności związanej z zasobnością portfela. W skład Fregaty wchodzili pracownicy okolicznych zakładów, emeryci oraz młodzież szkolna i uniwersytecka. Decyzją Zarządu uchwaliliśmy nawet zawieszenie składek członkowskich na wypadek ważnych zdarzeń losowych np. utrata pracy! Niestety zjawiska te dotykały również i naszych członków. Dla mnie osobiście mniejszą stratą były wpływy ze składek członkowskich, niż utrata kolegi mocno zaangażowanego w życie naszego świeżego stowarzyszenia. Wiem, że nie wszyscy byli tego zdania. Ja jednak z uporem twierdziłem, że sytuacja ekonomiczna, każdego z nas może się zmienić niejednokrotnie. Natomiast raz nadszarpnięte zaufanie i wiara w koleżeńskie relacje, jest trudna do naprawienia.

Ta „nowa gwardia” niekoniecznie chciała chodzić już utartymi ścieżkami. Zupełnie to rozumiałem! Widzieli oni w KSW Fregata, możliwości realizowania siebie, swoich zamierzeń, planów, marzeń. Moja rola ograniczała się do pomocy, oraz do dopasowania zbyt górnolotnych pomysłów, do ram organizacyjnych i ograniczeń materialnych, jakimi klub dysponuje. Toczyliśmy nieustające, konstruktywne spory o taką, a taką to inicjatywę. Starałem się być otwarty na nowe, ale jako twardo stąpający po ziemi facet wymagałem dopracowania wszystkich projektów w szczegółach. Zawsze kierowałem się zasadą, że lepiej jest zrealizować jeden pomysł od początku do końca, niż rozpocząć kilka i w połowie się z nich wycofać. W Tym różniłem się zawsze od kolegi Radka Stachurskiego. Zasadzie tej zresztą wierny jestem do dnia dzisiejszego! Zatem sam pomysł musiał być poparty wyjaśnieniami, kto to zrealizuje, kiedy, gdzie i jakie środki będą w to przedsięwzięcie zaangażowane?! Najbardziej konstruktywne spory, toczyłem z Maćkiem Krajewskim. Rozmowy osobiste, wymiana maili, telefony, spory o szczegóły! Rezultaty były jednak imponujące. Wymyślone przez Maćka Krajewskiego pierwsze w historii zbiornika Pogoria I Regaty Meczowe Pogoria`s Cup, były imprezą niesamowicie udaną! Ich widowiskowość i dość proste reguły, spowodowały, że na regatach żeglarskich pojawiła się wreszcie publiczność! Jest to zjawisko niezbyt często obserwowane. Ale tu było szybko, dynamicznie i blisko publiczności! Sytuacja, aż prosiła się o doping i oklaski. Dwie łódki, zupełnie różnego koloru, w miarę jednakowe nautycznie i ciągle zmieniające się załogi. Ogromną rolę odgrywała tu obsługa sędziowska i techniczna. Bosman Krzysztof Żak miał pełne ręce roboty by te ponad dwudziestoletnie łódki, katowane na najwyższych obrotach, wytrzymały zmagania. Osobiście byłem bardzo zafascynowany takimi zmaganiami na wodzie. Maciek dopracował je naprawdę dobrze. Chyba nawet za dobrze, bo zaczęły się pojawiać nutki zazdrości i zawiści. Na razie jeszcze niepozorne i kiełkujące, ale ziarno zostało już rzucone. Chciałem w przyszłości kontynuować tą formę sportowych rozgrywek na wodzie, zwłaszcza w kontekście ich widowiskowości dla publiki. W Maćku Krajewskim widziałem kandydata na świetnego organizatora różnorakich inicjatyw w przyszłości. Niemniej w ówczesnym okresie Maciek potrzebował jeszcze oparcia, poparcia i pomocy w realizacji celów. Brakło nam niestety tych kilka kolejnych sezonów razem!

 

Dynamicznym rozwojem KSW Fregata, bardzo zainteresowała się prasa, radio i telewizja. W okresie, o którym teraz pisze, praktycznie cały czas byliśmy obecni na łamach prasy i wiadomości regionalnych. Było tego naprawdę sporo! Zresztą z dziennikarzami dość łatwo nawiązywałem i nawiązuje do dziś kontakt. Niektórzy byli naszymi częstymi gośćmi. Wraz z pozytywnym PR klubu Fregata, zaczęły się pojawiać coraz to ważniejsze osobistości na naszej przystani. Machina zaczęła się sama rozpędzać. Ciągle jeszcze nie dostrzegałem, że na niektóre inicjatywy jest za wcześnie, że materiał jeszcze nie okrzepł na tyle by tak go rozgrzewać. I to był chyba mój największy błąd popełniony w tamtym czasie.

Nie dostrzegłem również na czas pewnych ambicjonalnych urazów i roszczeń, jakie we Fregacie zaczęły wzbierać. W przeszłości nieraz obserwowałem jak takie właśnie rozgrywki personalne, niszczyły spójną strukturę stowarzyszeń, czy klubów. U nas zaczęło się od regat!

 

Wyścigi żeglarskich załóg zwane regatami, to oczywiście jedno z na stałe wpisanych do żeglarskich stowarzyszeń działań realizowanych przez klub. Niemniej jednak, jest to katorga dla sprzętu, szczególnie tego liczącego sobie ponad dwadzieścia lat. Ponadto są to naprawdę spore koszty. Czym innym są regaty międzyklubowe organizowane na Pogorii dla zabawy, gdzie wszyscy praktycznie dysponują podobnym sprzętem. Zupełnie, czym innym regaty okręgowe, czy krajowe. Tu do kosztów związanych z dostosowaniem sprzętu, dochodzą jeszcze koszty transportu łódki i załogi, noclegów, wyżywienia i wpisowego! Czyli bardzo poważne koszty, na które młodziutki KSW Fregata pozwolić sobie nie mógł!!!

Sprawa zaczęła się dość niewinnie. Własną pomysłowością kolega Marek Stachurski zaadoptował jedną z klubowych łodzi do udziału w regatach o charakterze nieco bardziej poważnym niż tylko zabawa na wodzie. W tamtym czasie niedoścignioną jednostką, była osławiona Wiedźma kolegi Kazimierza Zająca z TKŻ Tramp. Rywalizacja Marka i Kazia, przez kilka edycji różnych rozgrywek na wodzie, praktycznie nie schodziła z ust żeglarskiej braci jeziora Pogoria. Pomysły na różne innowacje techniczne były przeróżne. Koledzy prasowali żagle przed regatami, odciążali kadłuby i osprzęt. Pojawiły się obrotowe maszty, ukryte szybrowe miecze itp. My, jako obserwatorzy z zewnątrz, patrzyliśmy na ten „wyścig zbrojeń” przez pryzmat humoru i zabawy. Kolega Marek Stachurski, choć tego początkowo nie ujawniał, do sprawy podchodził z dość niebezpiecznym zacięciem ambicjonalnym. Które to spowoduje w przyszłości sporo złego.

Apetyt rośnie w miarę jedzenia! Marek zaczął odnosić sukcesy w regatach! Pierwsze medale i puchary pojawiły się na półce ze zdobyczami. Niestety własna pomysłowość i inicjatywa nie wystarczy by odnosić sukces w bardziej prestiżowych zawodach. Konieczne były inwestycje, a to oznacza pieniądze! W tedy doszło do dość nieprzyjemnej rozmowy pomiędzy mną a kolegą Markiem Stachurskim. Marek podważał cel trzymania na koncie zgromadzonych dotychczas środków klubowych. Proponował, a wręcz żądał zakupu nowych sportowych żagli dla niego i jego załogi. Odmówiłem! Za jeden komplet żagli sportowych, można było zakupić cztery komplety żagli turystycznych, a takie właśnie były nam koniecznie potrzebne. W moim przekonaniu KLUB, jako stowarzyszenie, powinien uwzględniać potrzeby ogółu członków, nie zaś ambicje sportowe jednego z kolegów. Ponadto już w tamtym czasie Omega Nuta Wodna, była praktycznie w prywatnym użytku załogi Marka. Klub opłacał również wpisowe na wszystkie regaty. Ale na całkowite finansowanie sportowej zabawy jednej załogi, z pominięciem całokształtu innej działalności, nie wyraziłem zgody. Zaproponowałem raczej by Marek i Radek zaczęli szukać sponsora, jako przykład stawiając Maćka Krajewskiego. Maciek sporo musiał się najeździć i naczapkować, by uzyskać środki na realizacje swoich pomysłów, nie obciążając przy tym kasy klubowej. Ponadto uważałem i uważam, że regaty to spory wydatek, który w przeciwieństwie do kursów i szkoleń nigdy się na zwraca. W tym miejscu nieświadomie, a może i świadomie, dolałem oliwy do nienawiści ambicjonalnej pomiędzy Markiem i Radkiem Stachurskimi, a Maćkiem Krajewskim. Od tego chyba momentu można datować pojawienie się w Klubie Sportów Wodnych Fregata opozycji do realizowanego pod moim przewodnictwem programu Zarządu Klubu.

Konflikt oficjalnie wypłynął dopiero w roku 2003, wtedy to pojawiły się „niejawne zebrania zarządu”, niemniej atmosfera zaczynała się psuć zaraz po owej rozmowie, na której nie udzieliłem zgody na zakup sportowych żagli do Nuty Wodnej.

Trzeba też podkreślić, że moja ówczesna sytuacja zawodowo-biznesowa, była dość nieciekawa. Wraz z programem „Schładzania Gospodarki” Balcerowicza, pojawiły się poważne problemy z płynnościami finansowymi firm usługowych. Po prostu, za wykonane zlecenie miesiącami czekało się na zapłatę. Podatki, ZUS, koszty pracowników i inne stałe opłaty trzeba było regulować, bez regularnych wpływów z tytułu zafakturowanych wykonanych prac. Zaczynał się właśnie okres „rzezi” małej i średniej przedsiębiorczości, która niebawem zaowocuje największą od II Wojny Światowej falą emigracji z Rzeczpospolitej Polskiej.

Kilka osób w tym kapitan Jan Wątrobiński, ostrzegało mnie przed konsekwencjami fermentu w klubie i sytuacji ogólno-ekonomicznej w gospodarce. Nie zdecydowałem się jednak na „Schładzanie materiału w KSW Fregata”, a na sytuacje w kraju wpływu nie miałem kompletnie.

Zatem kolejne wydarzenia, musiały nadejść nieuchronnie!

Tomasz, Bezan, Mazur.

 

Zdjęcia pochodzą z archiwum Pogoria.org autorzy M.Krajewski, J.Sedlak,A.Mazur