Szanowne Koleżanki i Koledzy z KSW Fregata oraz innych klubów z jeziora
Pogoria 1,
Tomek Mazur postanowił na łamach wortalu pogoria.org przywołać pewne
dawne historie, opatrzone jego komentarzem. Jego sprawa, wolno mu. To
jego subiektywne odczucia i wspomnienia. Ja też takie mam.
Byłem i jestem "wychowankiem" Tomka Mazura w większości żeglarskiej
działalności. Nigdy tego nie ukrywałem, a i wstydzić się nie mam czego.
Z perspektywy dekady od wydarzeń, o których Tomek teraz pisze człowiek
nabiera dystansu do wielu spraw i osób. Nie mam powodu aby prać
publicznie brudy, wspominać niesnaski czy też targać "żeglarskie płótno"
o jakiś konkretny cel. Nie jestem i nie zamierzam być członkiem
jakiegokolwiek stowarzyszenia żeglarskiego w formule Klub Żeglarski.
Lubię żeglować i patrzeć jak inni z pasją też żeglują. Reszta ma
marginalne znaczenie, przynajmniej dla mnie.
Tomek w swoim artykule przywołał lapidarnie szereg historii z życia
organizacji, która nazywała mnie członkiem. Ujmijmy to jednak w ciąg
chronologiczny i sprostujmy kilka myśli Autora.
W klubie KSW Fregata znalazłem się dzięki Jackowi Sedlakowi. Namówił
mnie, a ja Olę G. do przybycia nad ten akwen. Byłem w wieku licealnym i
więcej chciałem niż mogłem, a na jeszcze więcej spraw miałem własne
zdanie.
Publicznie Tomek Tobie podziękuję za to, że zawsze miałeś dar
"pozytywnego nakręcenia" do żeglarstwa i organizacji. Przysłowie mówiące
o niemożności kręceniu bicza z niczego kompletnie do Ciebie nie
pasowało. Prułeś pod prąd. Z wielu z pozoru nie potrzebnych małych
elementów potrafiłeś złożyć całość. Przynajmniej w tamtym okresie tak
było. Nikt, Twojego dowództwa na okręcie nie kwestionował. Owszem, w
kambuzie i zęzie źle mówiono o dowódcy. Na innych okrętach też padały
nie pochlebne opinie. Mimo wszystko byłeś kapitanem tego okrętu. Lata
Twojego przywództwa organizacyjnego w KSW Fregata to okres, który ciągle
miło wspominam.

Mam wielką prośbę. O historiach sercowych, prywatnych i innych"opowieściach dziwnej treści" nie pisz. Uszanuj prywatność bohaterów
Twojej historii. Co było, a nie jest nie pisze się w rejestr. Każdy klub
i grupa społeczna ma takie swoje historie. Żaden nie chwali się tym
publicznie. Nie ma sensu. O takie "savoir vivre" bardzo Cię proszę.
Na pewnym etapie działalności Marek i Radek Stachurscy zaczęli dążyć w
kierunku regat. Marek i Radek osiągnęli w tym później niebywałe sukcesy.
Był to początek ich drogi. Pokazali determinację i pasję. Podobno
charyzma rodzi zwycięstwo - oni są tego na naszą "pogoriańską" skalę (a
może i większą, nie mnie to oceniać) przykładem. Powiedzieli A,
powiedzieli B i nie przestali działać. Szacunek! Są tacy, którzy
deprecjonują "turystyczną klasę Omega", w środowisku regatowym mówiąc
wręcz "ściganći omegańci" lub "turyści spod znaku omegi". Ja do tych nie
należę.
Nie chciałbym również abyś używał określeń konflikt czy nuta niezgody.
Z Radkiem Stachurskim nigdy się nie pokłóciłem. Mieliśmy różnice zdań
ale nigdy nie miało to formy otwartego konfliktu. Filozofia von
Clausewitz'a raczej do nas nie pasowała. Z perspektywy czasu określiłbym
to raczej jako ambicjonalne podejście twórcze dwóch stron. I z
perspektywy czasu należy też podkreślić TOTALNY sukces Radka.
Prowadzenie klubu, zdobycie Mistrzostwa Polski i w reszcie cykliczne już
przedsięwzięcia jakim jest organizacja regat o Puchar Polski. Pamiętam
również jak dziś słowa p. Malinowskiego po Twoim odejściu. Przyjął mnie
wtedy w siedzibie swojej firmy i poświęcił ponad godzinę czasu. Z perspektywy czasu wiem, że nie musiał tego robić ale uszanował moją
osobą. Wysłuchał i zadał kilka cennych i trafnych pytań. Jedno z nich
brzmiało: Czy uważam, że komandorem pod odejściu Tomka Mazura powinien
był zostać Radek. Nie wiem czy Pan prezes ma jeszcze notatki z tego
spotkania, gdyby miał - znalazł by tam zapis, że odpowiedziałem"zdecydowanie to najlepszy wybór".
Inne jest teraz pogoriańskie żeglarstwo od tego jakie było w 2004 roku.
Inne są perspektywy i finanse. Czasem zdarza mi się posędziować regaty
dla kolegów ze starej Pogorii. Traktuję to jak mecz o mistrzostwo świata
na własnym podwórku. Miło patrzeć gdy po Pogorii żeglują łodzie z
Pucharu Polski, miło widzieć jak koledzy i koleżanki wkładają mnóstwo
sił i środków by ścigać się z innymi. Z roku na rok przybywa lepszych
kadłubów i żagli. Rośnie poziom wiedzy o przepisach i całkiem fajnie
podchodzą do organizacji regat kluby. Ludzie potrafią znaleźć balans
między rywalizacją, a zabawą. Przybyło nowych twarzy, przybyło też
nowego "narybka". Super! Tak ma być.
Za czasów mojej działalności "we Fregacie" zdarzyło się kilka bardzo
pozytywnych historii. Są one powiązane z konkretnymi osobami i takie
chciałbym tu teraz przytoczyć.
- Jacek Sedlak. Temat chyba na kilka tomów powieści. Wciągnął mnie nie
tylko w klub, Pogorię i zapachy dwusuwowego silnika z hangaru. Dzięki
niemu mam pasję jaką jest krótkofalarstwo i pasję rozmów o historii. Po
dziś dzień współpracuję z Jackiem nad pewnym projektem
badawczo-rozwojowym o nazwie ViaAurelia i ciągle czasy KSW Fregata
wspominamy. Wspominam o nim, bo gdyby nie jego pozytywne zakręcenie i
pewien szpital - nie było by mnie na Pogorii.
- kpt. Jan Wątrobiński. Cóż, człowiek legenda. Nie chcę lać beczki
miodu. Skupię się na łyżce dziegciu. Mój konflikt z kpt. Janem wypłynął
kilka lat po tym jak zakończyłem działalność w KSW Fregata. Padło na
sąsiednim jeziorze kilka twardych żeglarskich słów. Tyle tylko, że ja
wtedy byłem niepokorny. Z tego miejsca pada moje wobec kapitana
PRZEPRASZAM. Miał wtedy moralny obowiązek zaciągnąć mnie w ciemny róg
hangaru i bukszprytem lub rozprzem wytłumaczyć mi co nieco. On zachował
się taktownie, ja jak młody niepokorny. Tyle. Po czasie spotkaliśmy się
na regatach na starej Pogorii, z jakąś młodą ekipą startował w zawodach
i starym dobrym zwyczajem uczył ich wszystkiego. Nawet jak na łódce mają
siedzieć i oddychać. Nie stracił pozytywnego zakręcenia do żagli i
Pogorii. Dwa lata temu również byłem na pewnym przedłużajacym się,
prawie emigracyjnym wyjeździe. Słuchając w nocy radia (bodajże program
3) zadzwonił z któregoś z Norweskich fiordów do studia kpt. Jan.
Przecierałem uszy ze zdumienia. Wysłałem potem sms'a z pozdrowieniami
dla całej załogi OPTI, na którym też przecież w jednym z pierwszych jego
rejsów miałem okazję żeglować.
- Ola G. Nazwisko celowo pomijam, gdyż nie wiem czy Ola sobie życzy
jego upubliczniania. Ola wspomagała mnie w prawie każdym działaniu na
rzecz KSW Fregata. Za każdym sukcesem mężczyzny stoi podobno kobieta.
Wtedy za mną stała Ola. Po dziś dzień jesteśmy w dobrym kontakcie i z
tego miejsca serdecznie ją pozdrawiam.
- Iza K. I tutaj trzeba się zatrzymać na dłużej :) Izabello, bardzo
proszę skontaktuj się ze mną. Przez kilka sezonów prowadziła ze mną
szkółkę dla najmłodszych żeglarzy. Włożyła w to olbrzymią dozę pasji i
radości. Dzieci uwielbiały "Ciocię Izę", a i Iza uwielbiała tę szkółkę.
Dość powiedzieć, że drugim sędzią ze "Starej Pogori" została właśnie Iza
K. Iza potem temat z różnych względów odpuściła. Ciągle jednak jestem
jej bardzo wdzięczny za cały ten wkład, za spędzone na wodzie godziny i
wszystkie szalone pomysły (od trapezu na Trenerze po pływającą
radiostację na wiosłówce) bardzo wdzięczny. Jeśli tylko to kiedyś
przeczyta - Bardzo proszę odezwij się.
- Kajetan, Mateusz i Marta. Kompletnie zakręcona pozytywnie w owym
czasie młodzież. Chcieli pływać, ścigać się, szlifować wspomnianego
starego Finna i bawić się. Marta ciągle mi gdzieś tam czasem "mignie" na
regatach. Z "Dudusiem" i Kajkiem straciłem kontakt. Chłopaki i
dziewczęta - dajcie znać co u Was?
Gdy już przedstawiłem głównych bohaterów, czas opisać dwie historie.
Dziś w "nowomowie" należałby powiedzieć dwa "projekty żeglarskie". Tak
czy owak. Dla mnie są to dwie fajne historie.
Szkółka żeglarska dla najmłodszych
Na pomysł szkółki nie pamiętam już kto wpadł. W owym czasie była to dla
młodej organizacji i kadry klubu rewolucja. Celowo używam tego słowa bo
dla mnie Fregata to okres przed i po szkółce. Szkółka, a był to rok
2003, o ile nie pamiętam czyim była pomysłem to pamiętam kto się do tego
sporo przyłożył. Łódek użyczył Sławek i Urszula Skowron z KW LOK ZEFIR,
silnik (a mieliśmy wtedy najnowszą jednostkę na Pogorii) zakupiły
Dąbrowskie Wodociągi przy nie ukrywanym entuzjaźmie i pomocy p. Andrzeja
Malinowskiego i p. Marka Przytulskiego. Tomek Mazur zorganizował coś co
teraz można by nazwać "dobry PR" i z kilku dzielnic miasta przywędrowały
dzieciaki napalone na "oranie wody". I tak ruszyło. Ileż pracy w
utrzymanie małych "optimistów" musieli włożyć Krzysztof Żak, Marek
Stachurski czy Andrzej Skubek to tylko oni wiedzą. Dla "kadry" to też
były wyrzeczenia. Kursy trenerskie, uczelnie, AWF'y, kursy opiekunów
kolonijnych i takie tam inne pomniejsze przyjemności były elementem
całego "projektu". Może kiedyś Tomek poświęci temu oddzielny wątek,
wtedy deklaruję napisać coś więcej i dosłać kilka fotografii.

Regaty Match Racingowe
Tutaj na wstępie muszę posypać głowę popiołem, bo na początku 2013 roku
zobowiązałem się Tomkowi napisać artykuł i dołączyć zdjęcia z całego
tego wydarzenia. Dołączam do tej wiadomości kilka zdjęć. Mam nadzieję,że Tomek je wklei. Może kiedyś opiszę coś więcej. Match Racing na
Pogorii zrodził się w którymś z domków w zimie 2002/2003. To nie do
końca był nasz (Fregatowy) pomysł. Koledzy z KSW Hutnik lepili wtedy w
hangarze Skiffa, my pomysł regat. Od słowa do słowa powstał projekt
przepisów i organizacji takiego (znowu nowomowa: matchowego eventu). I
tak w 2003 roku ścigaliśmy się w formule meczowej na Pogorii. Podobno
byliśmy pierwsi na Śląsku. Na pewno, na Pogorii. (Kto wie, może po
dekadzie ten pomysł ktoś podchwyci i będzie kontynuacja?). Przyjechali
ludzie z innych akwenów. Osobiście zapraszałem kolegów z KŻ Perkoz z
jez. Żywieckiego. Ludzie ustawili się na brzegu, a trasa regat ustawiona
była kilkadziesiąt metrów od brzegu. Nawet aura nam dopisała i było
wiatru "w sam raz" na nasze wysłużone Omegi. Z tego miejsca chciałbym
podziękować również kol.Zbigniewowi Rosołowskiemu. Gdy pierwszy raz
poszedłem do niego z Tomkiem Mazurem (bez Tomka, pewnie w ogóle nikt by
ze mną nie rozmawiał) i naświetliłem temat, ochoczo zgodził się użyczyć świeżo wyremontowanych kadłubów omeg z KSW Hutnik by tylko uzyskać "nautyczną zbieżność" jak to dziś opowiada Tomek. Hm. Nazwijmy sprawy po
imieniu. Gdyby Zbyszek wtedy nam tych omeg nie wypożyczył - to nasze"old timery" nie były wtedy jeszcze do czegoś takiego gotowe. Tym,
którzy tego nie pamiętają niech wystarczą zdjęcia jak w 2003 i 2004 roku
wyglądały Pogoriańskie Omegi. Owszem w kolejnych edycjach dzięki
Krzysiowi Żakowi i Markowi Stachurskiemu nasza flota prezentowała lepszy
stan techniczny ale fakty są takie, a nie inne. Mało kto pamięta, że
pomagała nam wtedy "Rajdująca Jednostka Policji Wodnej" z ich wtedy
nowym RiB'em. Tomek Mazur przywiózł z pracy profesjonalne krótkofalówki
(dziś to standard). Ktoś tam uszył flagi i odremontował stojak sygnałowy
(Andrzej Skubek?), a dziewczyny Iza, Ola i Kinga K. pomagały to wszystko
zorganizować. Szkoła życia jeśli idzie o organizację imprezy. Kilka słów
podziękowania należy się również ówczesnemu prezesowi Polsoft
Engineering. Pozyskaliśmy tytularnego sposnora na imprezę. Zdobyliśmy
pierwszą oficjalną licencję PZŻ na regaty od kilku dekad na jeziorze.
Regat meczowych odbyły się dwie edycje. Ostatni Puchar wywalczył Marek z
Radkiem. Może jeszcze gdzieś go mają i przyślą zdjęcia?


Wszystkie te wydarzenia bardzo miło wspominam. Lubię gdy wiosną odzywa
się telefon z pytaniem czy mógłbym być "kaloszem" na Pogorii 1. Lubię
tych ludzi i ten klimat. Żeglarstwo klubowe jednak mnie nie pociąga.Żeglowaniu mówię tak, polityce nie. Tomku bardzo proszę, w kolejnych
artykułach nie pisz o konfliktach, o "tajnych zebraniach" i innych
takich pomniejszych wydarzeniach. Jeśli czujesz taką potrzebę - Twoja
sprawa. Wbijanie na nowo kija w mrowisko po dekadzie nikomu nie jest
potrzebne.
Kiedyś stojąc na brzegu pomostu powiedziałeś: Moim marzeniem jest
opłynąć HORN na własnej jednostce. Chciałbym skompletować załogę z
chłopaków (i koleżanek!) z Fregaty, Hutnika i Trampu. Za nawigatora
chciałeś wziąć kpt. Wątrobińskiego, a mnie i Jacka Sedlaka posadzić przy
radiostacji. Trzymaj się tej wizji. To było coś! Czerpakiem z zęzy
dobrych pozytywnych opinii się nie wygrzebie.
Z żeglarskim Ahoj,
Maciek "Sędzia Kalosz" Krajewski