-------------------- ----------------------------------

 

@

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Southampton Boat Show, kapitalne zakończenie aktywnego lata.

 

 

Londyn 26. 09. 2011.

 

 

 

Urlop w Polsce minął bardzo szybko. Ledwie zdążyłem napisać z niego częściową relację, a tu już redaktorskie obowiązki gonią do klawiatury. Okazja do tego jest przednia. Zostaliśmy, bowiem zaproszeni do wzięcia udziału w tegorocznych targach wodniackich w Southampton. Szybko załatwiamy wole w pracy i 19stego ruszamy do uroczego Southampton, gdzie wiąż czekała na realizację jedna sprawa, którą pominęliśmy w czasie naszych odwiedzin cztery lata temu.

 

W roku 2008, zwiedzaliśmy miasto pod kątem odnalezienia pamiątek z Titanica. Znaleźliśmy wówczas muzeum statku i nadbrzeże linii białej gwiazdy. Dopiero po powrocie natknąłem się na historię pewnego pubu w Southampton, który związał swoje losy ze słynnym pasażerskim liniowcem. Chodziło mianowicie o stary, bo pochodzący z 1855r pub The Grapes. Miejscowa opowieść głosi, że w pubie tym przed rejsem bawiło się kilku mechaników z Titanica. Zabawa się przeciągała, a złoty trunek lał się gęsto. W efekcie kilku kompletnie pijanych mechaników pospało się w pubie, czym przegapili wypłynięcie w rejs. Po kilku dniach, gdy tragedia statku obiegła świat, owa grupa okazała się największymi szczęściarzami. Słowem piwo, pub i zabawa ocaliły im skórę. Ich historię opisały londyńskie gazety, a sam pub stał się miejscem znanym, popularnym i otoczonym aurą fartownych piwoszy mechaników. Właściciele zadbali by podtrzymać ten klimat. Pub zdobią zdjęcia i inne pamiątki związane ze statkiem. Postanowiliśmy, zatem pub ten odwiedzić, wypić tradycyjne piwko na szczęście i w takim światowym stylu zakończyć sezon letnich wycieczek 2011. I chociaż nasza wizyta w The Grapes pub kończyła kapitalny dzień w Southampton, to moja relacja będzie się tam właśnie zaczynać.

 

 

W środowisku żeglarskich targów w Wielkiej Brytanii nasz portal, jest już dość dobrze znany. Regularne reportaże ze wszystkich londyńskich wydarzeń i osobiste kontakty powodują, że staliśmy się rozpoznawalni. Pomimo, że o żeglarstwie, targach żeglarskich, czy rejsach można czasami znaleźć artykuły w prasie polonijnej. To my czynimy to w sposób wyspecjalizowany, szeroki i wyczerpujący temat. Powoduje to, ze zawsze otrzymujemy zaproszenia na każdą kolejną imprezę tematyczną. A przecież targi marynistyczne Southampton Boat Show mają swoją niepowtarzalną osobowość, powiedziałbym słony morski klimat. Powoduje to oczywiście ustawiona na wodzie ogromna marina, gdzie możemy podziwiać jachty, motorówki czy żaglówki w ich naturalnym środowisku, czyli na morskiej słonej wodzie.

 

 

Mieliśmy na zwiedzenie dosłownie kilka godzin i uwierzcie nam. Trzeba było mocno wyciągać nogi by obejść setki jachtów i tysiąc stoisk wystawowych. Marina zrobiła na nas jednak niezwykłe wrażenie! Las, a raczej nieprzebyta puszcza masztów ozdobionych kolorowymi banerami reklamowymi wystawiających się firm, potrafi zapierać dech w płucach. Swoje produkty wystawiali wszyscy liczący się w branży nautycznej. Powiewały bandery producentów z różnych części świata. Same jednostki pięknie wyczyszczone i przygotowane do wystawy kapitalnie prezentowały się na wodzie. Cóż, zupełnie inne wrażenie robi najelegantsza nawet łódka prezentowana w hali wystawowej, niż ta bujająca się na falach przy pomoście. Mam wrażenie, że wszystko jest bardziej autentyczne, bardziej żeglarskie. Nawet ceny liczone w setkach tysięcy funtów mniej drażnią, gdy wdycha się świeże morskie powietrze, pod nogami ugina się miękko pomost, a mewy krzyczą nad głową. Z pewnością Southampton Boat Show ma klimat! Przyjemnie przechadzamy się podziwiając smukłe linie i piękne kształty znanych nam dobrze marek. Po drodze mijamy również jednostki pomocnicze, pontony, motorówki portowe itp. W takim klimacie docieramy do części poświęconej jachtom motorowym.

 

 

Niewyobrażalny luksus i przepych. Kogo na to stać???!!! Pytanie takie ciśnie się na usta, gdy widzę jacht wyposażony w teleskopowo wysuwane balkony widokowe na burtach. Te potężne jachty motorowe, to pływające rezydencje. Mam mieszane uczucia, gdy je widzę. Owszem może i istnieje zapotrzebowanie na takie jednostki, ale nie jest to nasz styl i nasze wyobrażenie morskiej przygody.

 

 

Na wodzie cały czas odbywają się pokazowe rejsy. Kilka jednostek udostępnionych przez wystawców, odbywa rejsy z zainteresowanymi. Jako prasa również mieliśmy zaproszenie na pokład. Niestety nie skorzystaliśmy z powodu braku czasu. Jest, to jednak kapitalna atrakcja i doskonały pomysł na promocję.

 

 

Z mariny ruszamy na zwiedzanie stoisk innych wystawców, jakie zagościły na tegorocznych targach w Southampton. Od kilku lat specjalizujemy się w wodniackiej branży tekstylnej. Niestety zaobserwowany w czasie ubiegłorocznych wystaw w Londynie trend, nie zmienia się na lepsze. Wszystkie najbardziej znane i cenione światowe marki przenoszą swoją produkcję do Chin. Czy odbija się to bezpośrednio na jakości? Trudno powiedzieć, natomiast rozmiarówka pozostawia sporo do życzenia. Bez przymierzania nie kupujcie!!! Takie opinie słyszałem w czasie odwiedzin na stoiskach, zresztą sami to zaobserwowaliśmy. Niby jest wszystkiego cała masa, ale gdy przyjdzie coś kupić, to okazuje się być trudne. W przeciwieństwie do innych wystaw w Southampton nie było cen wybitnie promocyjnych. Zazwyczaj wystawy wiązały się z atrakcyjnymi wyprzedażami, tym razem wystawcy trzymali wyśrubowane ceny, czekając pewnie z przecenami do zakończenia targów. Niemniej jednak, jak na poniedziałek Southampton Boat Show odwiedzała spora rzesza zwiedzających. Organizatorzy przygotowali dla nich zresztą kilka atrakcji, nie tylko nautycznych.

 

 

W jednym z wystawowych pawilonów zorganizowano Sea Theatre Live, gdzie odbywały się szalenie ciekawe pokazy sztuki kulinarnej. Akcja pod nazwą Sea Kitchen Theatre, promowała wykorzystanie w kuchni szeroko pojętych owoców morza. Temat z uwagi na mój fach, bardzo mnie zainteresował. Nie udało nam się dotrzeć na tradycyjny targ ostryg, ale zdążyliśmy na pokaz gotowania w wykonaniu Szefa Kuchni The Cromwell Arms Bena Hebe, jego Monkfish Tail wraz z Parna Ham sosem na pewno znajdą miejsce w moim zestawie popisowym, zaraz po rybie w florenckim stylu. Z zaciekawieniem podpatrywałem mistrza przy pracy, a z jeszcze większą radością degustowałem końcowe efekty tych zabiegów. Pycha!!!

 

Wysoką kładką nad stoiskami wystawców przechodzimy do miasta. Jeszcze tylko spacerek wśród resztek starych murów miasta i kolejne dwie godziny w autobusie do Londynu. Lato się kończy. Może uda nam się złapać, choć odrobinę nieznanego tu, polskiego Babiego Lata. Ale sezon generalnie już za nami. Zakończyliśmy go kufelkiem piwa w szczęśliwym pubie. To tak na dobre nastawienie do kolejnych wyjazdów, zwiedzania i wycieczek. Przed nami angielskie słoty, deszcze, wiatry i zimno. Niemniej jednak nie damy się i już planujemy kolejne eskapady.

 

Wspominając rozkołysane pomosty mariny w Southampton.

 

Tomasz. Bezan. Mazur.

 

stat4u