Wagabunda w Londynie
Po ten reportaż nie musiałem daleko jechać. Zjawił się sam na mojej londyńskiej ulicy, pewnego wrześniowego dnia, w postaci nieco przechodzonego VOLVO 460, pokrytego mnóstwem różnych nalepek, komunikatów i haseł. Spoza kierownicy wysiadł mój przyjaciel, wielokrotny obieżyświat, Andrzej Sochacki, rodem z warszawskiego Targówka a zamieszkały w Phoenix – Arizona, USA.
- Cześć, cóż Cię sprowadza?
- Aaa, nic takiego, właśnie jadę ze Szkocji do Hamburga, kończę okrążanie Europy po jej brzegach... No i jest okazja zobaczyć się znowu... Ile to lat temu się ostatnio widzieliśmy? Potrzebuję zamówić na internecie bilet na prom, może bym się u Ciebie wykąpał?
- Oczywista, chodź, opowiadaj, herbata czy kawa?...
Hamburg to miejsce „zamknięcia pętli”. Stamtąd rozpoczął obecną okrężną podróż kierując się na północ, przez Skandynawię aż do Uralu i dalej – zgodnie ze wskazówkami zegara (ta tak w przybliżeniu, bo były różne zawirowania – co widać na mapce). Po powrocie do Warszawy, gdy minie dokładnie sto dni podróży, samochód zostawia w prezencie przedstawicielstwu VOLVO a sam wraca do rodziny w Stanach Zjednoczonych.
- To Volvo dało Ci samochód na ten rajd?
- Nieee, samochód kupiłem w Warszawie na ulicy.
- Niemożliwe!
- Tak jest, przyleciałem z Arizony umówiony ze Skodą w Warszawie, a ci zrobili mnie w konia. Samochodu nie mogą dać bo centrala w Czechach musi mieć trzy miesiące na rozważenie sprawy itd...No i co miałem zrobić? Wszystko zaplanowane i przygotowane, czas zarezerwowany, jestem gotowy na miejscu... Wracać do Arizony? Ale chłopaki z Volvo szybko zrozumieli o co biega, zrobili mi gratisowy przegląd, całą nową istalację hamulcową - no to teraz będą mieli i eksponat i reklamę...
Andrzej Sochacki jest starym wygą – podróżnikiem. Okrążał już świat siedem razy. Garbusem, Volkswagenem Caddy, innymi samochodami, motocyklem Harley, pociągami, samolotami, jachtem żaglowym,... Teraz robi podróż óśmą. To chyba na zakończenie kariery bo mówi, że urodził sie tak dawno, że nie pamięta kiedy... Zaplanowal okrążenie wszystkich kontynentów samochodem - po ich brzegach... Obie Ameryki już ma za sobą, Europę – czyli podróż 8-3 - właśnie kończy, w przyszłym roku Afryka... Australia będzie ostatnia. Jego podróży i niezliczonych przygód nie sposób tu w jednym reportażu opisać, ale wystarczy wygooglać „Andrzej Sochacki – podróżnik”... Ma paszport polski i amerykański ale zdażało mu się podróżować bez żadnego. Tak samo, jak jeździć po szosach świata nie posiadając prawa jazdy. Jak się z tych wszystkich przygód wykaraskał – to ciekawa lektura.
Jego podróże mają zazwyczaj dodatkowy wymiar, często patiotyczny. Raz jest to znajdowanie i odwiedzanie rozsianych po całym świecie, a jeszcze żyjących, polskich kombatantów Drugiej Wojny Światowej. Namawia przy tym do przekazywania do Muzeum Armii Krajowej w Krakowie wszelkich pamiątek i ekponatów, by nie uległy zapomnieniu i zniszczeniu. (Nie mogłem mu nie opowiedzieć przykładu z naszego własnego londyńskiego podwórka o daremnych dotychczas usiłowaniach uratowania przed takim losem Pucharu Gen. W.Andersa ufundowanego polskim harcerzom-żeglarzom).

Innym tematem są na przykład odwiedziny mniej lub bardziej znanych miejsc różnych kultów religijnych. Andrzej spotykał się po drodze z wielkimi osobistościami i ze zwykłymi ludźmi. Po dziesięcioleciach swoich podróży ma wszędzie znajomych i przyjaciół. Dla tych zainspirowanych i chcących skorzystać z jego doświadczeń założył w Arizonie „Centrum Wagabundy”. Opublikował kilka książek związanych z tą tematyką – a z tych kart wyglądają jego zdjęcia z Papieżem, Dalaj Lamą, prezydentami i burmistrzami...


Całą tą działalność opiera w lwiej części na swoim własnym finansowaniu. Nikt mu tego nie zleca, nikt mu za to nie płaci. Ma taką potrzebę, takie personalne hobby, taki sposób na życie. Tym bardziej więc jest godzien docenienia i popularyzacji. Sam niezbyt aktywnie o to zabiega. Mamy w Polsce odpowiednią instytucję i grono ludzi zainteresowanych. Mam tu na myśli „KOLOSY”. Nie zdążyłem go nawet zapytać, czy, po pół wieku „wagabundowania”, coś już o nim wiedzą. Pogadał tylko z korespondentem PAP-u w Londynie , pokazał na laptopie kilka zdjęć z ostatniej europejskiej podróży, odebrał i nadał ze trzy maile, przespał się trzy kwadranse – i popędził na prom do Dover.

W niedzielę 30 września, w Warszawie, pewnie powie coś więcej na konferencji prasowej... Szerokiej drogi Andrzeju!
Jerzy Knabe Londyn, 28 września 2012