Wydarzenia Halsowanie U Bezana Żaglokultura Żaglopodróże Sylwetki
Debiuty Korespondenci Galeria Pogoria Linki Home

 

 

 

Weekend w Dąbrowie Górniczej

Londyn, 24.09.2007

Czy ktoś może mi powiedzieć jak wiele może wydarzyć się w jeden weekend? Ile rzeczy może nagle odwrócić się? Jak wielu ludzi może zmienić do ciebie stosunek? Na te pytania dostałam odpowiedź podczas ostatniego weekendu i chociaż nie jest to łatwe spróbuje ubrać swoje odczucia w słowa, aby się nimi z Wami podzielić.

13 lipca br. minęło 4 lata kiedy to zmuszona sytuacją finansową opuściłam kraj. Ponad 4 lata na emigracji. Odsunięta od tego co kochałam i czemu poświęciłam długie lata swojego życia. Wychowałam przez ten czas wielu żeglarzy. Wiele osób zaraziłam pasją żeglowania i wielu z nich dzieliło ze mną trudy pracy w klubie. Potem ci sami ludzie, którym ja i Bezan daliśmy szanse przyjąć żeglarstwo jako styl życia i stworzyliśmy im warunki do rozwijania swojego hobby, zdecydowali się zająć nasze miejsca po naszym odjeździe. Przez może 2 sezony czerpali jeszcze ze schedy jaką pozostawiliśmy po sobie i cieszyli się sukcesami. Jednak 4 lata to okres wystarczający aby spadek się skończył i przychodzi czas aby spojrzeć prawdzie w oczy. Weekend i wielkie wydarzenie to świetna okazja aby przyjrzeć się poczynaniom naszych następców.

Tak się złożyło, iż dane mi było zobaczyć organizację wielkiego przedsięwzięcia jakim jest Finał Regat o Puchar Śląska w Klasie Omega organizowany już po raz 3 przez KSW Fregata – co oznacza, iż ani raz nie mieliśmy z tym nic wspólnego. Takie regaty to bardzo duży prestiż dla każdego klubu a już organizacja tego wydarzenia po raz trzeci z kolei powinna świadczyć o doskonałej współpracy klubowiczów. Coś jednak nie pasowało mi w tym całym organizacyjnym rozgardiaszu. Pięknie przygotowany ośrodek, wyznaczony teren dla samochodów, oddzielone pole dla uczestników zabawy, organizatorzy ubrani w jednolite koszulki i czapeczki, namioty i scena zadaszone i profesjonalne nagłośnienie. Do tego firma cateringowa serwująca za niewielką opłatą żurek, smakołyki z grilla i oczywiście napoje, w tym pyszne, polskie piwo. I co było nie tak? Organizatorzy skupieni na przygotowaniu ośrodka zapomnieli o imprezie poinformować świat co w konsekwencji odbiło się marną frekwencją. Czego zabrakło? Przede wszystkim zabrakło marketingu. Ale mogę to zrozumieć ponieważ fachowcy w dziedzinie marketingu, PR, obsługi klienta wyjechali na Wyspy. Dlaczego? Ponieważ na zachodzie rozumieją, że bez tych ludzi najlepsza impreza czy przedsięwzięcie będzie klapą. Różnica też w tym, że na zachodzie za takie usługi się płaci. Dobry manager w klubie żeglarskim – nawet jeżeli nie ma zbyt wiele pojęcia o żeglarstwie – ma czasem więcej do powiedzenia niż niejeden kapitan. Wielcy Kapitanowie wykrzykną -Dlaczego? To proste. Można mieć linię brzegową liczoną w kilometrach, można mieć luksusowe domki kampingowe, można mieć najnowocześniejszy sprzęt i … nie mieć chętnych do żeglowania. Zapytacie – udowodnij to co mówisz. OK.! Cutty Sark to chyba najlepszy przykład. Zdarzyło mi się nawet złożyć skargę do obsługi na pokładzie, że kod flagowy jest nie po kolei i chyba nie tylko ja to zauważyłam. Nie przeszkadza to jednak tysiącom turystów co roku kupić bilet, zwiedzić statek, zrobić sobie zdjęcie i zakupić pamiątki. Łatwiej jest poukładać ten kod flagowy niż przyciągnąć taką ilość zwiedzających. Aby osiągnąć taki efekt pracę swoją włożyli nie tylko konserwatorzy ale i władze miasta, Martimer Museum, managerowie kierujący obsługą turystów na statku i ci właśnie marketingowcy, którzy wymyślają ulotki, plakaty, zabiegają o stałą współpracę z władzami miasta i prasą, o poprawne relacje ze sponsorami i wymyślają co roku nowe gadżety tak, żeby turyści byli zawsze mile zaskoczeni i chętnie sięgali do portfeli. To ogromnie ważna, wymagająca doświadczenia i kreatywności praca. Poza tym to ogromne poświęcenie i konieczność wiary w przedsięwzięcie nawet wtedy, kiedy inni w nie wątpią. Właśnie ze te cechy osobowości firmy płacą ogromne pieniądze. Trzeba znaleźć odpowiedniego człowieka i utrzymać go przy firmie, zmotywować do pracy. Ale nie są to wydane pieniądze. To pieniądze zainwestowane w przedsięwzięcie. Tak, tak. Ja patrzę na klub żeglarski jak na firmę. W nowej rzeczywistości tylko takie podejście gwarantuje powodzenie. Pracę wolontariuszy należy wycenić i jeżeli nie oferuje się pieniędzy to trzeba dać coś w zamian – refundację kosztów szkolenia, zakwaterowania na czas imprezy, wyżywienia. Może jeszcze jakiś list referencyjny czy pomoc w szkole jeżeli trzeba poświęcić czas klubowi. Wydatek niewielki ale młodemu człowiekowi może przydać się w przyszłości i stanowić nieocenione wsparcie przy poszukiwaniu pracy.

Pragnę zwrócić uwagę na fakt, iż wraz z Bezanem prowadziliśmy klub w najtrudniejszym momencie czyli w momencie jego tworzenia. Nie mieliśmy żadnych pieniędzy oprócz „zrzutki” kliku osób. Łącznie kilka stówek. Ale zbudowaliśmy klub na mocnych fundamentach – rejestracja stowarzyszenia w Sądzie, założenie konta bankowego, NIP, Regon, pozwoliły nam na sprawne wkroczenie na arenę dotacji i sponsoringu. Dobry zarząd i praca wolontariuszy przez kilka lat doprowadziły do sytuacji, w której kasę klubu stanowiło kilka tysięcy złotych. W ostatni weekend jedyne co słyszałam to narzekania na brak pieniędzy i to z ust członków nie tylko jednego klubu.


Teraz, kiedy Polska jest członkiem Unii Europejskiej i kiedy władze miasta przychylne są przedsięwzięciom sportowym i inicjatywie obywatelskiej, tak świetne kluby jak KSW Fregata czy KWS Hutnik nie mają chętnych na kurs żeglarski i skamlą, że nie ma pieniędzy. Właściwie gdyby się przyjrzeć tym klubom to jest z nimi podobnie jak z samym Finałem Regat o Puchar Śląska czyli coś tu nie gra. A co? To daje się zauważyć jeżeli przyjrzymy się organizacji tych klubów. KSW Fregata obecnie cofnęła się jakieś 10-20 lat i pozostała klubem przyzakładowym – podobnie jak to miało miejsce za czasów realnego komunizmu. KSW Hutnik wygląda na typowy przykład wzorowanego na zachodni styl social club czyli kilka osób, zamknięte hermetycznie grono, za własne pieniądze, zorganizowało dla siebie miejsce wypoczynku. Inne kluby na Pogorii I raczej trudno oceniać ponieważ ich działalność z roku na rok słabnie. Dlaczego? Oczywiście jak w wielu innych dziedzinach i miejscach potrzebna jest młoda krew, o świeżym spojrzeniu. Ale nawet jeżeli się tacy znajdą to nie przebiją się przez mur dawnych, już lekko pordzewiałych, działaczy społecznych kurczowo trzymających się na pozycji lidera. I tak z roku na rok pogarsza się wizerunek Pogorii I a poprawia Pogorii III. Ciekawe jaki będzie wizerunek Pogorii IV? Czy podzielone kluby można jeszcze zjednoczyć pod szyldem jednego, wspólnego przedsięwzięcia? Czy można znów, jak niegdyś bywało, nakłonić wszystkich do zapomnienia o starych zwadach i złączyć we wspólnej pracy i zabawie? Zabawie, która może przynieść wszystkim klubom, ich członkom, mieszkańcom miasta i sympatykom żeglarstwa z całego świata wiele pożytku i radości. Wierzę, że to jest możliwe. Potrzeba jednak do tego celu fachowców, którzy zamienią pieniądze na zabawę, która znacznie lepiej sprzedaje się w mediach. Brak tych fachowców spowodował to, że na ostatnim Finale Regat o Puchar Śląska widać było wydane na organizację pieniądze ale nie było widać zabawy. Żeglarstwo zostało ubrane w piękne koszulki i nagłośnione decybelami. To przykład komercjalizacji imprezy w najbardziej negatywnym tego słowa znaczeniu. Bo czyż koncert piosenki żeglarskiej w Krakowie nie jest imprezą komercyjną? Lub zlot żaglowców w Szczecinie? Jak tam ludzie potrafią się bawić! Takich imprez można wyliczać w nieskończoność ale samo wyliczanie to za mało. Trzeba jeszcze brać przykład i przenosić doświadczenie na swoje podwórko.

Finał Regat o Puchar Śląska 2007 to już historia. Nie można zapomnieć o tym wydarzeniu i przejść nad nim do porządku dziennego. Trzeba je przeanalizować, przedyskutować i wyciągnąć wnioski. Ot choćby na przykład nauczyć się poprawnie wydawać komendy przy podnoszeniu bandery na oficjalnym apelu albo sklarować żagle jak przystało porządnym żeglarzom w porcie. Trzeba sobie powiedzieć jedno – potencjał naszej Pogorii jest imponujący tylko trzeba nauczyć się go wykorzystywać, a to już pozostaje w gestii ludzi.

Z żeglarskim pozdrowieniem,
Bramreja