Wydarzenia Halsowanie U Bezana Żaglokultura Żaglopodróże Sylwetki
Debiuty Korespondenci Galeria Pogoria Linki Home

 

 

Czekając na wiosnę ….

Londyn, 25.03.2008

Święta, święta i po świętach. 21 marca podobno rozpoczęła się kalendarzowa wiosna. Szkoda tylko że jej nigdzie jakoś nie widać. Na naszym oknie od dobrych kilku tygodni maleńkie listki bazyli i szczypiorku pochylają się do okna żeby choć tę odrobinę słoneczka, jakie czasem wygląda za ciemnych, opasłych chmur, wykorzystać dla siebie. Niestety tak samo jest w za oknem w ogródku i za ulicą w parku. Nieśmiało rozwijają się już pierwsze żonkile i przebiśniegi ale wszechpanujące zimno i brak słońca paraliżuje wiosnę. Takie przepychanki natury źle wpływają na nasze samopoczucie i ogarnia nas nostalgia.

Lekarstwem na to może być np. kubek gorącej herbaty i … no właśnie. Może to czas zajrzeć do starych albumów gdzie z pod kurzu patrzą na nas uśmiechnięte twarze przyjaciół i znajomych. Warto odwiedzić w pamięci ważne kiedyś dla nas miejsca i powspominać, porównać i może zaplanować coś na przyszłość.

Tak więc wkładam rękę do pudełka ze zdjęciami i znajduję tam naszą Pogorię otuloną śniegiem. Zima w Polsce jest bezkonkurencyjna. W Londynie niestety zima nie ma tak ładnej oprawy jak w naszym kraju. Ciekawe kto z Was pamięta optymista na wodzie w lutym. Siedzieliśmy na poduszce bo tyłki odmarzały nam od zimnej wody a ręce ogrzewaliśmy trzymając kubek herbaty. Za to kiedy jezioro zamarzało robiliśmy ślizgawki, jeździliśmy po lodzie na rowerze a w sylwestrową noc – ognisko, sztuczne ognie i piliśmy szampana na środku zamarzniętego jeziora. Łza się w oku kręci na wspomnienie tych szalonych pomysłów.

W zimie, w naszym domku kampingowym, kiedy ogień wesoło błyskał w piecyku-żelaźniaku- a na dworze pod butami skrzypiał mróz, rozgrzewani herbatką z rumem i herbatnikami wymyślaliśmy plany na nowy sezon. Spotykaliśmy się tak nie tylko w zimie. Nasz domek przez cały sezon był otwarty dla wszystkich. To u nas kursanci na jesiennym kursie mogli posilić się talerzem ciepłej zupy a przy okazji każdej oficjalnej imprezy tu zbieraliśmy się na naradę i tu też znajdował się punkt koordynacyjny. Tu też urodził się pomysł pierwszych regat o Puchar Komandora KSW Fregata. Pomysł od tak rzucony przez Jacka Sedlaka został przyjęty z entuzjazmem. Głównie z powodu braku finansów zawody przyjęły formę pucharu przechodniego. Na koncercie charytatywnym na rzecz fundacji dla Adriana puchar, który pierwszy raz został wygrany w roku 1999 został zlicytowany 12 marca 2008. Ostatni raz wręczony został w 2007 roku czyli w ubiegłym sezonie. Zaskoczyło mnie to, że przez dziewięć lat pomysł był ciągle atrakcyjny. Cieszy mnie fakt, że w dziesiątym roku swojego istnienia puchar został zlicytowany na tak użyteczny cel jak pomoc młodemu żeglarzowi z naszego jeziora.

A to co? W ręce wpada mi zdjęcie z ostatniego współorganizowanego przez nas Dnia Dziecka w klubie Fregata. To rok 2003 a ja już wiem, że wyjadę za granice ale jeszcze nie byłam pewna, gdzie dokładnie pojadę. To była zabawa. Dzieciaki miały frajdę ale i my sami świetnie bawiliśmy się na tych imprezach. I chociaż pod koniec dnia byliśmy już przemęczeni to zazwyczaj potem długo jeszcze na naszym nadbrzeżu paliło się ognisko.

Następne zdjęcia całkowicie mnie rozklejają. Piękny zachód słońca towarzyszył nam przy pierwszych halsach na Wielkim Trenerze, ochrzczonym potem nazwą „Wodnik”. Kiedy przypomnę sobie jak to kpt. Wątrobiński wyszukał ten jacht na Mazurach, kiedy jechałam samochodem w strugach deszczy, żeby załatwić dokumenty zakupu, jak Krzysiu, Zbynio, Zdzichu i Bezan pojechali żeby przetransportować jacht do Dąbrowy … To były szalone czasy. Wszystko robiliśmy w myśl idei wspólnej zabawy. Nie zarabialiśmy na tym pieniędzy a pomagali nam ludzie dobrej woli. I pomimo tych wielu przykrych chwil, jakie towarzyszą zawsze przy takich przedsięwzięciach jak organizowanie klubu żeglarskiego to jednak cieszę się, klub do dziś funkcjonuje. Nie jest łatwo zaczynać od początku ale czasem warto podjąć ten trud.

 

 

 

A za oknem znów ciemne chmury, zimny wiatr i nie widać wiosny. Już nie mogę się doczekać, kiedy znów zakwitnie ogród różany w Hyde Park’u a ja przebiegnę przez Canary Wharf, żeby popływać na Mill Wall Dock…

 

Bramreja