| ||||||||||||||||
---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|
|
„All is lost” to film o tym jak zatopić jacht w samotnej żegludze.
Zacznę od tego co można znaleźć w sieci na temat filmu bo to właśnie tu szukamy pierwszych informacji zanim zdecydujemy się czy pójść do kina czy może nie warto. Jak się okazuje można się bardzo pomylić sugerując się wypowiedziami ludzi, którzy mają marne pojęcie o tym o czym piszą :) Opis filmu ze strony Filmweb.pl : Po przebudzeniu bezimienny żeglarz (Robert Redford), który wybrał się na samotny rejs po Oceanie Indyjskim, zauważa że jego statek zderzył się z kontenerem i zaczyna powoli nabierać wody. Pomimo nabytego doświadczenia a także skutecznego załatania dziury w kadłubie, ledwo udaje mu się przetrwać sztorm. Rozpoczyna się desperacka walka o życie. Z opisu wyłania się kolejny nudny film o tym jak koleś wybiera się w samotny rejs i okazuje się że morze go zmusza do walki o przetrwanie. I pewnie opis nie zachęci nikogo do wybrania się do kina a to błąd. Opis jest dość lakoniczny i napisany przez człowieka, który o morzu wie o wiele mniej niż bohater tego filmu. Zaglądam więc na bardziej fachowy, jak się spodziewam, opis ze strony JachtFilm.pl: Gdzieś w głębi Oceanu Indyjskiego, samotny żeglarz budzi się na swym jachcie w wyniku uderzenia o jakiś obiekt. Kolizja z pływającym kontenerem jest przyczyną nabierania wody przez jacht. Mimo iż łatanie kadłuba przynosi jakieś efekty, dalszy rozwój sytuacji nietrudno przewidzieć. Jacht nabiera wody i tonie, bohater przenosi się na tratwę. A potem sztormy, rekiny i wysłużony sekstant by skierować dryfującą tratwę w kierunku tras statków. Film miał swoją premierę podczas Festiwalu w Cann, a jak donoszą jaskółki, Robert Redford otrzymał za swą rolę owację na stojąco. Trailer filmu zapowiada kawał dobrego kina, które żeglarzom powinno przypaść do gustu. Miejmy nadzieję że w niedługim czasie film trafi do polskich kin. Na razie pozostaje nam oglądać trailer i niewątpliwie dobrze wyglądającego w tej roli Redforda. Opis już trochę lepszy, ale widać, że autor nie miał okazji oglądać filmu i a pisze co mu ślina na język przynosi – bo mu ktoś kazał napisać coś na ten temat. Czuje się w obowiązku podzielić się wrażeniami swoimi wrażeniami i spostrzeżeniami, aby ktoś, kto wybiera się na ten film nie sugerował się opisami i recenzjami pisanymi przez osoby niemające okazji zobaczyć tego filmu a i o morzu wiedzą tyle że jest groźne. O filmie dowiedziałam się od Jurka Knabe, który powiedział mi wprost: „Ja chcę obejrzeć ten film!” Pracuję w kinie i jak przyjaciel mówi mi tak otwarcie to stanę na głowie żeby zorganizować bilety do najlepszego kina w Londynie, gdzie wyświetlany jest ten film. I udało się zorganizować czas wolny, bilety i pomimo świątecznego i noworocznego biegania po sklepach znajdujemy wieczór na kulturalną rozrywkę. Frekwencja w kinie, ilość kopi dystrybułowana w Londynie i średnia wieku widzów od razu mówi nam że jest to film dla widzów festiwalu w Cann a nie „popcornożerców z Sali nr 1” czyli miłośników blockbusterów. Osoby, które przychodzą na ten film, wiedzą co to znaczy „dobre kino”. Film „All is lost ” na pewno można nazwać „dobrym kinem” i nie ma co do tego wątpliwości. Pomimo braku dialogów (ale nie jest to film niemy jak „The Artist”) i monologów (jak to było w przypadku filmu „Stary człowiek i morze”) film może pochwalić się bardzo wyraźnym obrazem , łatwym w odbiorze przekazem i , czego obawiałam się najbardziej po seansie „Life of Pi”, nie ma w tym filmie dłużyzn. Akcja jest dość zwarta, pozbawiona przeciągających się w nieskończoność scen zadumy głównego bohatera nad swoją beznadziejną sytuacją. Reżyser zdecydował się nawet pominą niektóre detale, które dla nas żeglarzy oczywiście byłyby ważne pod względem wykonalności pewnych czynności na jachcie, ale w ten sposób film utrzymuje widza w akcji a nie rozdrabnia się i nie przedłuża niepotrzebnie scen. Jednocześnie nie można zarzucić realizatorom filmu, że film nie pokazuje ważnych elementów, które doprowadzają w ostateczności do zatonięcia jachtu. Jurek zwrócił uwagę na fakt, że główny bohater nie ustawia sekstantu tylko spogląda przez niego a nakreśla pozycję tratwy na mapie i jest to przykład detalu, z którego zrezygnowano żeby nie wydłużać sceny wyznaczania pozycji. Za to dokładnie pokazano błędy, które doprowadziły do zatonięcia jachtu. W obliczu zbliżającego się sztormu główny bohater najpierw goli się a dopiero w momencie, kiedy jacht rzucają już wysokie fale i wariacko silny wiatr szarpie jachtem jak „szmatą po podłodze” dokonuje zmiany foka na sztormowy (pomijam już fakt że jacht wyposażony jest już w rollfok i można było „skrócić” żagle dużo wcześniej). W trakcie tej operacji główny bohater wypada za burtę, ale ma na sobie uprząż i jest przypięty do jachtu natomiast za kilka minut ponownie wychodzi na pokład już bez uprzęży. Ponadto tratwa ratunkowa schowana jest w szafce pod pokładem i żeby ją wyciągnąć trzeba wejść do kabiny żeby ją z tej szafki wydostać – to chyba nie najlepszy pomysł. Inny błąd jaki można zauważyć po pierwszym obejrzeniu filmu to fakt, że po przesiadce do tratwy ratunkowej główny bohater zaczyna pić wodę z hermetycznie zamkniętych saszetek pomimo iż zabrał ze sobą z jachtu ogromny baniak słodkiej wody. Woda w baniaku na pewno zepsuje się wcześniej i chyba logicznym jest, że powinien zostawić wodę w saszetkach na sam koniec. Oczywiście w czasie sztormu, który musiał przetrwać na tratwie, pojemnik się rozkręca i słona woda niszczy zapas wody pitnej co znacznie skraca czas przeżycia rozbitka. Najbardziej zaskakuje samo zakończenie, które jest doskonałym przykładem sztuki filmowej, w której całkowicie zapomina się o szczegółach, ale obraz przez to jest bardzo czysty. Reżyser zrezygnował całkowicie z pokazania jakichkolwiek faktów a skoncentrował się na emocjach i uczuciach widza. W tym momencie nikt już nie analizuje sytuacji tylko razem z głównym bohaterem pogrążamy się w otchłani beznadziei i rozpaczy po stracie wszystkiego bo przecież All is lost !!! Po wyjściu z kina mój brat podsumował film jednym zdaniem: ”każda matka, po obejrzeniu tego filmu, już nigdy nie pozwoli swojemu dziecku iść na kurs żeglarski …” Na koniec pozwolę sobie na małe sprostowanie cytowanych na początku opisów i recenzji. Sekstant jest nowy, to prezent od kogoś bliskiego, tak bliskiego że bohater filmu sięgając po niego nie ma odwagi przeczytać załączonej karteczki bo nie chce się „rozklecić”. On nie może sobie teraz pozwolić na słabość ale sekstant może mu uratować życie. Poza tym jacht tonie nie w wyniku kolizji z kontenerem a w wyniku sztormu i uszkodzeń doznanych w czasie sztormu. Kolizja to początek ciągu niefortunnych wydarzeń, ale zdecydowanie to nie przyczyna zatonięcia jachtu. I jeszcze jedna dygresja do opisu ze strony Jachtfilm.pl – nie wiem jak można skierować dryfującą tratwę ratunkową na właściwy kurs za pomocą sekstantu? Mam nadzieję, że udało mi się wszystkich zachęcić do obejrzenia filmu „All is lost” pomimo iż moi poprzednicy, którzy porwali się na recenzję tego filmu nie mieli okazji go zobaczyć i po ich opiniach trzeba pokonywać wewnętrzne opory by ten film zobaczyć. Czekamy na polską premierę filmu. Z żeglarskim pozdrowieniem z sali kinowej nr.3 w kinie Odeon Swiss Cottage, Agnieszka Bramreja Mazur
zdjęcia pochodza z oficjalnej strony filmu All is Lost : >>>
|
|