Wydarzenia Halsowanie U Bezana Żaglokultura Żaglopodróże Sylwetki
Debiuty Korespondenci Galeria Pogoria Linki Home

 

 

Zrealizowaliśmy ubiegłoroczne plany

 

Kiedy rok temu zauważyliśmy w przewodniku zdjęcie i króciutki opis zamku w Deal zapałaliśmy chęcią zobaczenia zamku „na kształt róży Tudorów”. Jednak w ubiegłym nie zdecydowaliśmy się na tę podróż. Okazało się bowiem, że bezpośrednie połączenie z Londynu do Deal jest albo niewygodne – autobusem wycieczka musiałaby trwać minimum 2 dni; albo bardzo drogie – ceny biletów na pociąg z Londynu do Deal troszkę nas odstraszyły. Jednak nie zaniechaliśmy tego planu i po naszej ostatniej wyprawie do Dover uznaliśmy, że będzie możliwe tanie rozwiązanie jeżeli zaplanuje się przesiadkę w Dover. Odległość pomiędzy Dover a Deal to zaledwie 10 mil więc dystans na tyle krótki aby skorzystać z lokalnych środków transportu.

 

Do Dover wyruszyliśmy o 7.00 rano z Victoria Coach Station. Cena biletu nas zaskoczyła – nierefundowany bilet powrotny kosztował nas zaledwie 22.00 funty dla 2 osób. Londyn żegnał nas kropelkami drobnego deszczu, który już od wczesnych godzin popadywał sobie to tu to tam. Na trasie do Dover pogoda była zmienna, aby ostateczne w Dover przywitać nas deszczem. W Dover ostatecznie wybraliśmy podróż pociągiem – 17 minut – w cenie 4.10 funtów za osobę w dwie strony.

W Deal zahaczyliśmy się o supermarket i zakupiliśmy buteleczkę brandy i szybkim krokiem udaliśmy się do oddalonego o 10 minut marszu od dworca zamku. Ukryty wśród współczesnych domów fort zachęca do zwiedzania otwartą bramą i niską ceną (bilet 4.30 funtów od osoby). Dostępny jest w tej cenie audio przewodnik. Można też iść na żywioł i samemu poszperać w zakamarkach i podziemiach fortu.

Historię i przeznaczenie fortu w Deal zgłębił Bezan >>> czytaj więcej <<<

 

Po tym jak skończyliśmy już błądzić po ponurych, wilgotnych podziemiach postanowiliśmy wykorzystać przerwę pomiędzy chmurami, z której wyjrzało do nas słoneczko, i posilić się troszkę oraz dać odetchnąć naszym nogom. Analizując informacje jakie wyczytaliśmy z map i opisów umieszczonych wewnątrz zameczku w Deal uznaliśmy, że można by zasięgnąć języka w sprawie innych zamków w okolicy. Chodziło nam głównie o zameczek w Walmer – miejscowości, którą mijaliśmy jadąc pociągiem a z której moglibyśmy się potem dostać do Dover. Miła Pani w recepcji poinformowała mnie, że zamek w Walmer jest oddalony zaledwie o 1 milę idąc nadbrzeżem i że jest on też udostępniony do zwiedzania. Przeliczyliśmy czas i uznaliśmy, że uda nam się jeszcze wskoczyć do drugiego zamku tego samego dnia. Przecież jedna mila to tylko mały spacerek więc co nam szkodzi. Tak więc spacerkiem udaliśmy się we wskazanym kierunku.

Po drodze zauważyliśmy kilka ciekawych obiektów – stację ratowników wodnych, KLUB żeglarski, ciekawe budynki urozmaicały krajobraz a plaża zachęcała do odpoczynku. Nie mieliśmy jednak czasu na plażowanie jednak muszę przyznać, iż plaża w Deal jest bardziej atrakcyjna od tej w Brighton. Mniej znana – mniej uczęszczana. Nie zadeptana przez setki turystów zachowała się tu ciekawa roślinność – piękne kwiaty i zioła porastają sporą część plaży, czego nie da się zaobserwować na bardziej popularnych plażach w większych miejscowościach. Wreszcie zauważyliśmy powiewającą nad drzewami flagę. Zapytaliśmy pewną panią wyglądającą na tutejszą, czy to co widzimy to jest ten zamek. Pani z uśmiechem powiedziała, że tak i że musimy iść jeszcze chwilkę prosto to zobaczymy mury obronne fortu.

Kilka minut marszem i jesteśmy już przy kolejnym zamku. Ten zameczek zaskoczył nas bardzo pozytywnie. Okazało się, że nieopisywany w przewodnikach i mniej popularny zamek w Walmer na bardzo wiele do zaoferowania. Bogate wnętrza, herbaciarnia, zaopatrzony sklep oraz przepiękny ogród gwarantują wspaniały wypoczynek na świeżym powietrzu.

W parku zrzuciliśmy buty zjedliśmy lunch i daliśmy naszym stopom relaksujący masaż stąpając po świeżej, zielonej trawie.

 

Więcej o zamku w Walmer już niedługo w kolejnym artykule Bezana.

Po południu udaliśmy się w drogę powrotną do Deal by stamtąd wrócić do Dover. Po drodze nad naszymi głowami rozszalała się burza. Grzmoty i pioruny jednak nie wystraszyły nas i choć troszkę przemoczeni deszczem, poszliśmy zobaczyć, co do zaoferowania ma molo wychodzące głęboko w Morze Północne. Na końcu mola znajduje się elegancka restauracja ale nie mieliśmy już czasu by zajrzeć do menu. Wiatr i deszcze pogonił nas na dworzec. Tu wypiliśmy resztę herbaty i po chwili czekania wsiedliśmy do pociągu do Dover. Tu mieliśmy chwilkę czasu i postanowiliśmy zobaczyć co do zaoferowania ma przydrożna jadłodajnia mieszcząca się w przyczepie. Hot dog troszkę nas zaskoczył – 1,50 funta za sztukę ale to był hot dog – pół bagietki, wysmarowane masłem, całkiem sporych rozmiarów kiełbasa grillowana i mnóstwo grillowanej cebulki – pycha.

Na autobus poszliśmy po krótkim spacerze wokół centrum miasta. Dover to bardzo ciekawe architektonicznie miasto – różnorodna zabudowa i ciekawe obiekty średniowiecznej zabudowy obejrzeliśmy niestety tylko z zewnątrz. Pewnie jeszcze kiedyś tu zajrzymy ale na razie wracamy do Londynu po bardzo ciekawym i wyczerpującym dniu. Szczęśliwi i dumni ze swoich odkryć przywieźliśmy ze sobą kilkaset zdjęć.

Zapraszamy do Galerii:

Deal

Walmer

 

Z żeglarskim pozdrowieniem,

Bramreja

 

Londyn, 29.05.2009