Wydarzenia Halsowanie U Bezana Żaglokultura Żaglopodróże Sylwetki
Debiuty Korespondenci Galeria Pogoria Linki Home

 

 

 

Piechotą przez Klify Dover.

 

 

Londyn 17.04.2010.

 

            Wycieczkę, którą wam właśnie opisuję, zaplanowaliśmy już rok temu. Białe formacje skał wapiennych, górujące nad wybrzeżem w Dover, urzekły nas w czasie naszych poprzednich wizyt w tym miejscu. Narodził się wtedy pomysł, by całe wybrzeże klifowe przejść na piechotę. Wyobraźnia podsuwała nam niesamowite widoki i bajkowe wprost krajobrazy. To, co zobaczyliśmy na własne oczy przyćmiło wszystkie wyobrażenia. Białe klify w Dover z całą pewnością zasługują na miano National Trust, czyli narodowego skarbu Brytyjczyków.

            Sam wyjazd był dość spontaniczny. Po prostu zdzwaniamy się, chwila rozmowy. Tak, mamy wolne w tym samym dniu. Sprawdzamy pogodę. Zapowiada się kapitalny dzień. Rezerwacja biletów przez net i gotowe. Wygodnym autokarem National Express jedziemy na miejsce. Z uwagi na niestałe grafiki pracy, związane z naszymi profesjami, mamy w zanadrzu gotowych kilka takich miejsc, które warto odwiedzić, a wyjazd nawet spontaniczny, będzie dobrze przygotowany. W zimowe wieczory studiowaliśmy przewodniki i strony internetowe. Szukając miejsc ciekawych i zarazem dostępnych do zwiedzenia w czasie jednodniowych wypadów. Turystyczny sprzęt sprawdzony we wszystkich warunkach pogodowych, jest stale pod ręką.

            W autokarze jeszcze raz przeglądam niezastąpiony przewodnik Pascal. Wyczytać w nim można że;

„Wybrzeże klifowe w Dover, od wieków miało dla Anglików znaczenie szczególne. Ich symboliczną wielkość utrwalił Matthew Arnold w słynnej Dover Beach, elegii o utraconym czasie, napisanej w XIX wieku. Wprawdzie tytułowa plaża straciła nieco z romantyzmu, ale majestat klifów pozostał ten sam, nawet jeśli zanieczyszczone powietrze przytłumiło z lekka olśniewającą biel.
 Wzdłuż wybrzeża wytyczono kilka szlaków turystycznych. Do klifu Szekspira można albo dojechać autobusem z Worthington Street, albo dojść piechotą. Ta druga ewentualność wiąże się jednak z ponad 4-kilkometrową wędrówką rozpoczynającą się na North Military Road. Wejściem do rezerwatu przyrody, jakim są Klify Dover jest Langdon Clifs. Mieści się tam Gateway to White Clifs, czyli Brama do Białych Klifów. Jest to doskonałe centrum informacyjne z działającą kawiarnią. Idąc dalej 3-km przechodzi się ponad Estern Dock, w kierunku zatoki St. Margarets, dochodzimy do South Lighthouse. Ta wiktoriańska latarnia morska, z wyglądu przypomina minaret. Wzniesiono ją by ostrzegała statki przed niebezpieczną mielizną Goodwin Sands. W 1898r Gugliemo Marconi, przeprowadzał w niej pierwsze eksperymenty z przekazem radiowym między statkiem a lądem”.  

 

Lektura uprzyjemnia podróż! Po 2,5h jesteśmy na miejscu. Wybieramy podejście od strony North Military Road. Cztery kilometry marszu do górę. Jest stromo, miejscami brakuje miejsca na poboczach. Trzeba uważać na przejeżdżające samochody! W połowie drogi jest ścieżka oznaczona tablicą „Droga Prywatna”, nie wchodzimy nie mając pewności gdzie prowadzi, oraz z respektu do tabliczki. Potem okaże się, że stanowi doskonały skrót, tabliczka w zasadzie dotyczy samochodów nie zaś pieszych turystów. Już podchodząc pod szczyt wita nas niesamowity widok na położony wysoko zamek Dover. Dokładnie rok temu zwiedzaliśmy ten obiekt, wraz z jego sekretnymi podziemiami. Teraz mamy możliwość podziwiać jego wspaniały kształt oraz panoramę budzącej się do życia zieleni. Na szlaku pojawiają się grupy turystów. Jeszcze kilka minut marszu i widok staje się nie do opisania. Szczyt, na którym stoimy, urywa się nagle i stromo, jakby został ucięty nożem. Wprost pod naszymi stopami rozciąga się panorama najbardziej ruchliwego portu w Anglii, to oczywiście terminal portu Dover. Śledziłem ten ruch z dużym zainteresowaniem. Ogromne pasażerskie promy nieprzerwanie wchodziły, lub wychodziły z główek. Do tego jachty i wszelaki inny pływający sprzęt. Dla wodniackich oczu, niezwykle ciekawe doświadczenie.
Dalej dochodzimy do Gateway to White Clifs. W tym miejscu zaczyna się park narodowy objęty ochroną przez National Trust, organizację opiekującą się dziedzictwem kultury i przyrody Wielkiej Brytanii. Zgodnie z informacjami zawartymi w przewodniku, jest tu świetny punkt informacji turystycznej, kawiarnia, toalety, sklepik i księgarnia. Nie udało nam się przejść obojętnie obok kilku publikacji. W dalszą drogę wyruszamy dociążeni o kilka książek. Uwaga dla zmotoryzowanych! Brama do Białych Klifów, to ostatnie miejsce, do którego można dojechać samochodem! Są tu wygodne parkingi, a dalej droga wiedzie, już jedynie na własnych nogach.
Zaraz obok centrum, mieści się zagroda dla koników. Niesamowita atrakcja dla najmłodszych. Koniki żyją w stanie wolnym, półdzikim. Można przejść się pomiędzy stadem i z całkowitej bliskości podziwiać te sympatyczne, łagodne zwierzęta.


Idąc dalej spotykamy się z niesamowitym widokiem kontrastu kolorów. Zielenią trawy, bielą skał, oliwkowo-zieloną barwą morza i błękitem nieba. Wszystko to w przeróżnych konfiguracjach ukształtowania terenu. Podziwiamy, idziemy, wspinamy się stromymi ścieżkami. Łapiemy w płuca powietrze, przestrzeń i energię. Na najwyższym ze szczytów rozwijamy banderkę Yacht Klubu Polski. Staraniem Komandora Jurka Knabe, otrzymaliśmy Osobiste Patenty Flagowe. Od chwili ich otrzymania postanowiliśmy zawieść naszą banderkę we wszystkie ciekawe miejsca, które odwiedzamy.
Kilometry marszu robią swoje. Coraz to wspinamy się na strome podejścia, lub wędrujemy w dół wąskimi ścieżkami. W oczy rzucają się karłowate drzewka, niesamowicie wręcz uformowane przez wiatr.
Mamy szczęście! Pogoda jest wyśmienita. Świeci słońce, a na niebie nie ma najmniejszej chmurki. Jednak zimny wiatr od morza szpetnie kąsa nasze twarze. W takich warunkach doskonale sprawdziły się wiatro-odporne kurtki polarowe. Przydają się również uniwersalne chustki BUFF!
Na ślicznej skale z przepięknym widokiem, urządzamy piknik. Pomimo chłodnego wiatru, słońce mocno już operuje. Łapiemy pierwszą w tym roku opaleniznę. Posiłek i chwila odpoczynku. Powoli zbieramy się do drogi powrotnej.
Zmieniamy trochę trasę. Idziemy dokładnie nad urwiskami. Pod nami dziesiątki metrów stromych ścian, a na dole morze piękne i rozfalowane. Wyobrażam sobie jak to miejsce może wyglądać w czasie sztormu. Ogromne fale rozbijające się u podstawy urwiska. Bryzgi fal i wściekły wiatr, który potrafią przetrwać jedynie mocne, karłowate krzewy. O takich niebezpieczeństwach świadczy rdzewiejący na skałach u stóp urwiska wrak statku. Można do niego zejść po specjalnych drabinach, nam jednak nie starczy na to czasu. Może innym razem.
Do stacji autokarowej w Dover idziemy wzdłuż wybrzeża. Podziwiamy ogromny port jachtowy z setkami stojących tam jachtów. Zatrzymujemy się na chwilkę, by dojść do wody. Na kamienistej plaży, po raz pierwszy w tym sezonie wchodzę do morza. Woda jest niezwykle zimna, wręcz lodowata. Moja „kąpiel”, nie trwa długo. Wyskakuje i z radością zakładam buty. Na kąpiele jeszcze przyjdzie poczekać. Wąskimi uliczkami portowego miasta, wracamy do miejsca startu naszej wycieczki. W nogach mamy ponad 15-km marszu, po trudnym terenie. W pamięci aparatu setki doskonałych zdjęć. Do tego nakręciliśmy kilka filmów dla zobrazowania tych nieprzeciętnych widoków. To, co mamy w sercach, nie daje się wyrazić w żadnym nośniku. Białe klify w Dover są naprawdę piękne, majestatyczne, tchnące siłą i potęgą. Może materiał zdjęciowy wyrazi bardziej, to, czego słowami opisać nie potrafię. Mam taką nadzieję.
Centrum Dover już dość dobrze znamy. Mijamy polski sklep i kierujemy się do stacji autokarowej. Udało się! Przeszliśmy piechotę Białe Klify Dover.
Uwaga! Dla wszystkich, którzy chcieliby ruszyć w nasze ślady. Wycieczkę trzeba koniecznie zaplanować jako jednodniowe przejście. W parku narodowym zabronione jest biwakowanie. Nie ma tam kampingów, a sam obszar jest zamykany na noc ze względów bezpieczeństwa. Ponadto trzeba się dobrze przygotować pod względem sprzętowym. Konieczna jest wiatro-odporna odzież i coś od deszczu. Buty z dobrym protektorem wręcz niezbędne. My mieliśmy szczęście do pogody. Ale w czasie wilgotnych dni, wszystkie te strome zejścia i podejścia stanowić będą śliską pułapkę. Radzę zabrać ze sobą również bandaż elastyczny. Na wszelki wypadek.

Zmęczony, ale bardzo uradowany widokami.

Tomasz, Bezan, Mazur.

PS. Nasza wycieczka na Białe Klify Dover, miała miejsce 10.04.2010. Dokładnie w dniu katastrofy prezydenckiego samolotu w Smoleńsku. Wiadomość o tej tragedii dotarła do nas z opóźnieniem. Niemniej jednak od chwili jej otrzymania stale sprawdzaliśmy wiadomości na Internecie. To był szok! Wiadomość była tak niewiarygodna, że nie mogliśmy uwierzyć, że to się stało naprawdę. Przed wyjazdem do Londynu, tą straszną tragedie potwierdziło BBC. Ludzie w autokarze komentowali katastrofę, ze smutkiem i nieukrywanym żalem. W czasie naszej działalności żeglarskiej i organizacyjnej, miałem okazję poznać kilka osób, które towarzyszyły Prezydentowi RP, w czasie tej podróży. Z nadzieją czekaliśmy na informacje o ocalałych. Niestety los obszedł się ze wszystkimi straszliwie okrutnie. Cześć ich pamięci!