|
||||||||||||||
---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|
|
Wyprawa do The Tank Museum Bovington.
"Warto mieć marzenia i warto dążyć do ich realizacji!"
Londyn 01.08.2011. Minęło prawie sześć lat od momentu, kiedy dostałem list kolegi Macieja Wiertalaka z Poznania, który zainspirował nas do realizacji tej wycieczki. List dotyczył rejsu Pogorii i zagadnień z tym związanych, niemniej między wierszami Maciej zapytywał o największe i posiadające najciekawszą kolekcję Muzeum Broni Pancernej w Europie, które mieści się koło Pool. Nazwa miejscowości Bovington, niewiele nam wówczas mówiła. Plan Anglii ukazywał wyraźnie znaczną odległość od Londynu, a my byliśmy wówczas początkującymi podróżnikami na tych obcych szlakach. Owszem chcieliśmy tam być, ale zawiesiliśmy to marzenie na „wieszaku” spraw przeznaczonych do realizacji w przyszłości.
W miarę nabierania doświadczeń podróżniczych i niezłego zapoznania się z systemem komunikacji w Wielkiej Brytanii uznaliśmy, że sytuację ratuję jedynie wyprawa samochodowa. To jeszcze bardziej skomplikowało sprawę. Na całe lata The Tank Museum pozostawał jedynie planem o mglistej szansie na realizację.
Moje ego poszukiwacza, historyka i wielbiciela zwiedzania muzealnych zbiorów zostało srodze rozdrażnione w roku poprzednim. Powodem był kapitalny program telewizji polskiej pt. „Było nie minęło”. W jednym z odcinków historycy dziennikarze prowadzili poszukiwania unikatowego, legendarnego wręcz pojazdu pancernego z okresu Wojny Obronnej 1939. Chodziło o czołg lekki Vickers, których to około 40stu uzupełniało wyposażenie Wojska Polskiego. Z programu tego wynikało, że Vickers to maszyna produkcji angielskiej. Pomyślałem sobie wtedy, że gdzie jak gdzie, ale w największym muzeum czołgów w Anglii, na sto procent musi być kompletny czołg angielskiej produkcji.
Po powrocie do Londynu, przeszukałem wszystkie dostępne strony internetowe dotyczące tego tematu. Szczególnie przypadła mi do gustu strona o adresie www.1939.pl ta kapitalna witryna, jest w całości poświęcona Kampanii Wrześniowej. Z lektury wynikało, że w polskojęzycznych materiałach nie ma kompletu fotografii pojazdów pancernych, jakie w tym czasie używane były na frontach wojennych. Chodziło oczywiście o czołgi Wojska Polskiego, Wermachtu i Armii Czerwonej. Postanowiłem sobie w duchu, że zdobędę takie materiały i opracuje dokładną dokumentację fotograficzną wymienionych wyżej obiektów. I tak oto kilka zdań zawartych w liście kolegi Maćka z Poznania, przekształciło się w całkiem ciekawe zadanie podróżniczo – historyczne. A przecież jest to dokładnie to, co tygryski z Pogoria.org lubią najbardziej!
Jesienią ubiegłego roku podzieliłem się tymi zagadnieniami z Komandorem YKP Londyn Jurkiem Knabe. Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu okazało się, że rozmawiam z porucznikiem broni pancernej, bo właśnie taki stopień i specjalność otrzymał Jurek po wojskowym kurskie dla studentów. Sławny T-34 nie stanowił dla niego tajemnicy, gdyż w tym właśnie czołgu odbywał szkolenie. Natomiast na sam pomysł odwiedzenia The Tank Muzeum, Jurek był stanowczo na tak!!! Pojawiło się światło w zamglonym marzeniu, a to już pierwszy krok od realizacji.
Sprawa wróciła na tapetę wiosną bieżącego roku. Przy jednej z wizyt Jurek zapytał. To, co robimy te czołgi? Pewnie odpowiedzieliśmy! Z różnych przyczyn termin się przesuwał ostatecznie ustaliliśmy że, 25 lipca ruszamy w drogę.
Kapitanem wyprawy został oczywiście Jurek, jako doświadczony kierowca. Agnieszka troszkę z łapanki, mianowana został oficerem nawigacyjnym. Z zadania tego zresztą spisała się doskonale, bo nie pomyliliśmy drogi i szybko dotarliśmy do celu. Mnie przypadła w funkcja oficera prowiantowego. Zaopatrzyłem naszą wyprawę w napoje zimne i gorące, kanapki i doskonałą pastę zrobioną według przepisu z Toskanii. Wszystkie te specjały zniknęły na postojach, zadowolone miny i wyśmienite humory świadczyły o dobrze wykonanym zadaniu.
W poniedziałkowy wyjątkowo słoneczny ranek, biały citroen Jurka zaparkował pod naszym domem. Ruszamy by zrealizować sześcioletnie marzenie.
Podróż do Bovington zabiera nam sporo czasu. Najpierw jedziemy po kapitalnej sześciopasmowej autostradzie, niemniej z rosnącą odległością od Londynu, drogi zaczynają przypominać nasze wąskie szosy. Żeby zlokalizować samo Bovington należy odszukać na mapie miejscowość Pool, a następnie Dorset. Kawał drogi niestety. Jurek mknie z wprawą po angielskich szosach, czas szybko mija na rozmowach i żartach.
Nagle nasze zdziwienie wzbudzają znaki ostrzegawcze, które pojawiają się przy drodze. Cóż do znaków typu, uwaga leśne zwierzęta przywykłem, ale ten oznacza, UWAGA CZOŁGI na drodze!!!
Po chwili zresztą pojawia się na asfalcie bojowy wóz piechoty na gąsienicach prowadzony przez wojskowych. Patrzymy wielkimi oczami na te angielskie porządki i obyczaje. Okazuje się, że wzdłuż ulicy ciągną się poligony. Z auta widzimy specjalne terenowe przeszkody do ćwiczeń. Jesteśmy niby na szosie ogólnie dostępnej, ale to jest już teren bazy wojski pancernych. Tablice informacyjne oznajmiają, że cel naszej wycieczki, jest już bardzo bliski.
Z Londynu wyjechaliśmy około godziny 7-mej rano, na miejsce dotarliśmy o godzinie 11-stej. W czasie tej trasy urządziliśmy jedną przerwę na śniadanie i toaletę. Mamy dobry czas, do zamknięcia jeszcze 7 godzin na zwiedzanie.
Budynek The Tank Museum w Bovington, robi wrażenie. Ten super nowoczesny obiekt stanowi dumę the Royal Armoured Cors, oraz Royal Tanks Regiment. Znajduje się on zresztą na terenie miasteczka wojskowego i pobliskich koszach, tych zasłużonych formacji wojskowych. Czujemy dziwnie znane podniecenie. Bo jeszcze przed wejściem na teren muzeum wiemy, że to strzał w dziesiątkę. I to strzał z dużego przeciwpancernego kalibru!
Przemiła pani z obsługi sprzedaje nam bilety udzielając wszelkich potrzebnych informacji. Okazuje się, że bilety tradycyjnie w UK, ważne są rok od momentu zakupu. Jurek zakupuje przewodnik po muzeum. Mamy jedynie chwilę na jego przewertowanie. Najważniejszy jest plan zwiedzania.
Jak zapewnia w przedmowie Dyrektor Muzeum Richard Smith. „The Tank Museum tells the stories of ordinary people In extraordinary circumstances. This is the story of cost of preserving our freedom”. Co brzmi w tłumaczeniu, że Tank Muzeum opowiada historię zwykłych ludzi w nadzwyczajnych okolicznościach. Jest to historia kosztu naszej obecnej wolności.
Kolekcja The Tank Museum obejmuje sto lat rozwoju broni pancernej! To ogromna ilość pojazdów pancernych, czołgów i wyposażenia. Dlatego nie sposób dokonać wnikliwego opisu w jednym, wstępnym zresztą materiale. Wzorem innych wypraw opisywanych na Pogoria.org, całość podzieliłem na kilka części. Dzisiaj chciałbym zaprosić was do początków broni pancernej, bo w dziedzinie tej Anglia miała największy wkład i powody do dumy. Tak zresztą rozpoczyna się zwiedzanie The Tank Muzeum Bovington.
Z holu recepcji przenosimy się na front I Wojny Światowej. Zniszczone domy, ludzie w mundurach i te przerażające okopy. Impas wojenny, jaki zapanował na przełomie 1915-go, a 1916-tego roku sparaliżował fronty I Wojny. Umocnione pozycje artylerii, wojsko w okopach i te przeklęte ciężkie karabiny maszynowe unieruchomiły działania wojenne. Warunki na frontach z dnia na dzień się pogarszały. Wojsko trwające w okopach traciło morale. Szerzyły się choroby, problemem była żywność i zaopatrzenie w sprzęt wojenny. Jakakolwiek próba przełamania linii wroga kończyła się masakrą w ogniu karabinów maszynowych. Szarże kawalerii, tak skuteczne w poprzednich konfliktach, zupełnie nie mogły zmienić losów tej wojny. Tylko nowatorskie rozwiązania mogły ocalić tysiące ludzkich istnień od niechybnej śmierci.
W dowództwie Brytyjskim powstał pomysł skonstruowania lądowego „statku”, zdolnego pokonać linię wroga, odpornego na ogień broni maszynowej.
Wiosną 1916r powstaje tajny program o kryptonimie „tank”. Tank, to po angielsku zbiornik, bak na paliwo, ma to na celu zmylenie agentury wroga. Dla podniesienia bezpieczeństwa projektu „Tank”, rozgłasza się informację, że zakłady William Foster Ltd w Lincoln otrzymały zlecenie na produkcje zbiorników dla Rosji. W rzeczywistości Półkownik Ernest Swinton i porucznik Albert Stern pod specjalnym protektoratem I Lorda Admiralicji Winstona Churchilla pracowali nad projektem, który na zawsze zmienił oblicza konfliktów zbrojnych na świecie.
Wynikiem ich prac, był prototyp pierwszego bojowego pojazdu pancernego. Pierwszy czołg na świecie o wdzięcznej nazwie Little Willie, dał początek nowej gałęzi wojskowości, broni pancernej.
Ten oglądany dziś w Tank Museum Bovington, to jeden z kilku oryginalnych prototypów pochodzący z 1916roku. Stanowi najcenniejszy zabytek kolekcji!
Niemniej jednak, po próbach terenowych, zdecydowano się na inne rozwiązanie. Pojazdowi nadano charakterystyczny romboidalny kształt. Tak właśnie powstał czołg Mark I, żelazny potwór, który swój chrzest bojowy przeszedł w czasie Bitwy pod Somme.
Efekt był zaskakujący. Niemcy w przerażeniu porzucali wszelki opór. Czołgi Mark !, przełamały linię wroga i wdarły się na kilkanaście kilometrów w głąb jego terytorium. Anglicy również zaskoczeni skutecznością tej nowej broni, nie potrafili w pełni wykorzystać sukcesów i przewagi. Był to jednak przełom w impasie wojennym! Już w 1917roku w czasie bitwy pod Cambrai użyto zmasowanego ataku broni pancernej. Dwa korpusy piechoty wspierało lotnictwo i 476 czołgów typu Mark. Uderzenie, to przełamało umocnienia zwane Linią Hindenburga i było początkiem końca I Wojny Światowej. Ciekawostką pewnie będzie, że Niemcy praktycznie do 1918roku nie posiadali własnych czołgów. W czasie ataku na Linię Hindenburga wstawiali armaty przeciwpancerne na skrzynie ciężarówek, tworząc mobilne anty-tanki. Wprawdzie Niemiecki inżynier, kapitan J. Vollmera skonstruował pojazd pancerny A7V i pod koniec 1916roku przedstawił go do testów. Ale brak wolnych mocy produkcyjnych spowodowało, że do końca wojny Niemcy wyprodukowali jedynie 20 sztuk czołgów A7V.
Stosunek broni pancernej w okresie I Wojny Światowej wynosił.
Na czas miażdżących sukcesów pancernych zagonów Wermachtu, musieli Niemcy jeszcze poczekać.
Nam udało się zwiedzić czołg Mark I od środka.
Przewodnik chętnie opowiadał nam o sposobie prowadzenia tego kolosa i o warunkach walki w opancerzonym „zbiorniku”. Załogę stanowiło siedmiu ludzi plus dowódca. Po dwie osoby do obsługi dział i aż cztery osoby do kierowania tym niezwykle skomplikowanym mechanizmem. Samo odpalanie silnika monstrualną korbą dawało wyobrażenie warunków w nieresorowanym, niewietrzonym metalowym pudle. Pełnym ostrych wystających przedmiotów, gazów spalinowych i dymu prochowego. Dowiadujemy się, jaka była różnica pomiędzy wersją męską a żeńską czołgu Mark I. Męską wyposażono w dwie armaty 57mm i trzy CKM-my. Natomiast żeńska wersja Mark I, posiadała pięć CKM-ów.
Zwiedzamy bogatą kolekcję pierwszych pojazdów pancernych na świecie. Zapoznajemy się z technikami pokonywania okopów i rwania zasiek drutu kolczastego. Wzbogacamy naszą wiedzę o niezwykłe doświadczenia.
Kolejny etap naszej wędrówki śladami historii broni pancernej, to już poszukiwania czołgów z okresu Kampanii Wrześniowej. Nie będę uprzedzał faktów. Ale zadanie, jakie postawiliśmy sobie wykonaliśmy z sukcesem. Udało nam się odnaleźć praktycznie komplet broni pancernej z tamtego okresu. Odnaleźliśmy również legendarnego Vickersa!!!
O tym przeczytacie w kolejnym materiale z The Tank Museum Bovington. Nastąpi to pewnie po urlopie, ale zaglądajcie na naszą stronę, bedzie to bowiem unikalny materiał, który zaskoczył nas samych.
Tomasz. Bezan. Mazur.
|
|